Robert Kubica przyznał po wyścigu o Grand Prix Australii, że miał problemy nie tylko z bolidem, ale również z widocznością na starcie. Polak pierwszy raz w karierze ruszał z ostatniego, 20. pola startowego. Odległość z końca stawki była tak niekorzystna, że częściowo miał zasłonięte światła startowe przez Carlosa Sainza Jr.
Doświadczenie i bystry umysł pozwoliły szybko wybrnąć Kubicy z problemu. Podobny kłopot miał Pierre Gasly, który ruszył dopiero, gdy zobaczył, że startują inni. Francuz niedługo potem dotknął się bolidami w pierwszym zakręcie z Polakiem, w efekcie czego urwał mu przednie skrzydło, które przy odpadaniu dodatkowo uszkodziło inne elementy bolidu Williamsa.
Robert Kubica: Trochę panikowałem, ponieważ kiedy się zatrzymałem na swoim polu, nie widziałem świateł. Tylne skrzydło McLarena je zupełnie zasłaniało. Widziałem jedynie pierwszy blok, a resztę nie. Musiałem więc przesunąć się z bolidem w lewo. To był moment lekkiej paniki.
Mimo wielu problemów Robert Kubica ostatecznie dojechał na metę, choć wielu ekspertów wróżyło, że zarówno on, jaki i George Russel nie ukończą wyścigu. Pod koniec marca kierowcy będą rywalizowali w Grand Prix Bahrajnu i oby ten weekend był bardziej szczęśliwy dla Williamsa.