Charles Leclerc ma o czym rozmyślać po Grand Prix Austrii. Monakijczyk prowadził od startu niemal do samej mety, ale na dwa okrążenia przed finiszem w jego bolidzie „skończyły” się opony i musiał uznać wyższość Maxa Verstappena.
Kierowca Ferrari nie był zadowolony ze sposobu, w jaki Holender przebił się na pozycję lidera wyścigu o Grand Prix Austrii i dał wyraz swojemu niezadowoleniu przez radio. Chwilę później pojawiła się informacja, że sędziowie przyjrzą się tej sytuacji. Kibice bardzo długo musieli czekać na werdykt sędziów ws. zwycięzcy Grand Prix Austrii. Ostatecznie decyzję o zachowaniu wygranej Maxa Verstappena podano do wiadomości publicznej ponad trzy godziny po zakończeniu rywalizacji.
Ferrari nie złoży odwołania. Binotto chce oglądać walkę na torze
Charles Leclerc: Uważam, że pierwsza próba wyprzedzania była poprawna. Nie sądzę, że druga także taka była. Moim zdaniem końcowy rezultat byłby prawdopodobnie taki sam, ale nie wyprzedza się w taki sposób. To moje zdanie. Ogólnie to był pozytywny weekend. Niestety nie zakończył się tak jak tego byśmy sobie życzyli. Pierwszy przejazd był dobry i mieliśmy dobre tempo. Zjechaliśmy wcześniej do boków, aby nie stracić pozycji na torze na rzecz Bottasa. Przez to wydłużyliśmy drugi przejazd, który okazał się bardziej wymagający niż sądziliśmy, gdyż tylne opony szybko degradowały pod koniec wyścigu. Drugie miejsce nie jest tym na co liczyliśmy, ale daliśmy z siebie wszystko i w ten weekend poczyniliśmy krok do przodu. Jestem przekonany, że przyniesie to kolejne postępy w kolejnych wyścigach i pozwoli osiągnąć nam sukces, na który liczymy.
Okazję do rewanżu Leclerc będzie mieć już za dwa tygodnie, podczas wyścigu o Grand Prix Wielkiej Brytanii na torze Silverstone. Wyścig rozpocznie się 14 lipca o godzinie 15:10.
Kubica: Wiozłem się do mety. Próbuję wszystkiego, ale nic nie wychodzi