Na pewno choć raz zauważyliście, że większość samochodów na ulicach jest biała, srebrna albo czarna. Czasem mamy też różne odmiany szarości. Ale gdzie podziały się wyraziste kolory, jak czerwony, żółty, zielony? Dlaczego prawie nikt ich nie kupuje? Czy takie samochody jeszcze schodzą z linii produkcyjnych fabryk samochodowych? Czas na analizę tego fenomenu.
Uważam, że dobrą praktyką jest, aby pisząc każdy artykuł, zawsze zaczynać go od nawiązania do Szybkich i wściekłych. Niech więc tak będzie i tym razem.
Polecałem wam już kanał Craiga Liebermana, który był konsultantem samochodowym na planie dwóch pierwszych części filmowej serii F&F. W jednym ze swoich filmików Lieberman powiedział ciekawą rzecz dotyczącą pracy na planie „Za szybkich, za wściekłych”. Jak już wiecie z tego artykułu, Nissan GTR wykorzystany w tym filmie należał prywatnie do Liebermana – podobnie jak Toyota Supra z pierwszej części.
Ale zanim Lieberman wykorzystał Nissana R34 w filmie, użytkował go prywatnie. Problem w tym, że samochód był czarny. Lieberman powiedział, że szybko musiał go przemalować na cukierkowy-niebieski, bo na początku lat 2000 samochody w neutralnych barwach nie były popularne – szczególnie na scenie tuningowej.
Później Lieberman przemalował samochód jeszcze raz, na niebiesko-srebrny, i w takiej formie trafił on do Paula Walkera na planie 2F2F. I trzeba dodać, że był to najbardziej stonowany kolorystycznie samochód w całym filmie.
Dzisiaj rządzą nudne kolory – sam je wybieram
A teraz zobaczmy jak zmieniły się czasy od początku lat 2000. Nie trzeba w tym celu przytaczać żadnych statystyk, wystarczy wyjść na pierwszy osiedlowy parking i dobrze się rozejrzeć. Szary, czarny, srebrny, biały – te kolory rządzą. Czasem znajdziemy coś w kolorze jasnobłękitnym albo mdławomiedzianym. Trudno znaleźć samochód w barwach, które faktycznie rzucają się w oczy i wyróżniają pojazd na tle innych.
Żeby była jasność, ten artykuł nie jest jakimś lamentem za dawnymi czasami czy kolejnym pamfletem na współczesnych kierowców. Sam dokładam cegiełkę do tego ogródka nijakości. Moim najbardziej wyrazistym kolorystycznie samochodem, było Audi w butelkowej zieleni. Samochód pochodził z lat 90., dlatego pewnie miał tak „odważne malowanie”. Szczególnie ładnie wyglądał po nawoskowaniu!
Amerykanie są wierni samochodom japońskim. Polacy się nie przywiązują, choć deklarują inaczej
A później? Później przyszedł czas na srebrne, białe i czarne samochody. O każdym mam jakąś opinię.
- Srebrny jest z nich wszystkich najgorszy. Ma tę zaletę, że nie widać na nim zabrudzeń i dosyć łatwo się go myje. Ale jest za to kompletnie nijaki i nie jestem w stanie przywołać żadnego samochodu o którym mógłbym powiedzieć: „ten model najlepiej wygląda w srebrnym”.
- Biały to z kolei najlepszy kolor do mycia. Można go opłukać na myjni bezdotykowej i efekt jest zawsze piorunujący – zero widocznych zacieków. I dobrze, że tak jest, bo na białym widać wszelkie zabrudzenia. Ale za to samochody w tym kolorze nie nagrzewają się na słońcu.
- Czarny jest najgorszy z nich wszystkich. Samochody w czerni wyglądają kozacko, ale trzeba je trzymać pod kocem. Zarysowania, wgniecenia, zacieki, kurz – ten kolor eksponuje wszystkie mankamenty jak w szkle powiększającym. A w gorące dni karoseria nagrzewa się jak ruski toster.
Obawiam się jednak, że sięgając po kolejny samochód, znów wybiorę jakiś neutralny kolor.