Po długiej, nieoczekiwanej przerwie zawodnicy zmierzyli się z OS7 Drossochori 2. To ten sam test, na którym o poranku z jazdą pożegnali się m.in. Aleksiej Łukjaniuk i Juuso Nordgren. Tym razem aż tak źle nie było. Najlepszym czasem popisał się Norbert Herczig, najwyżej spośród Polaków był Grzegorz Grzyb.
Ze względu na wypadek księcia Alberta von Thurna und Taxisa na poprzednim oesie, próba numer siedem została opóźniona aż o 50 minut. Organizatorzy chcieli uniknąć przerwy w środku stawki i zdecydowali się wstrzymać zawodników na starcie i poczekać, aż dojadą do nich zawodnicy wstrzymani przez 'von T&T’. Tak oto próba rozpoczęła się o godzinie 16:33 czasu polskiego.
Co prawda tym razem obyło się bez większych dramatów, jednak nie oznacza to, że nic się nie działo. Kiedy zawodnicy zaczęli pojawiać się na mecie dowiedzieliśmy się, że kapcia złapał Hubert Ptaszek. Niestety, polski kierowca stracił na tym kilkanaście cennych sekund. Nie tylko Ptaszek poniósł straty na tym teście. Również opony w samochodach jego rywali często odmawiały posłuszeństwa. Taki już urok Rajdu Akropolu, kamień na kamieniu, każdy z nich tylko czeka, aby wyrządzić szkody.
Najlepszy czas widniał tutaj przy nazwiskach Norberta Hercziga i Ramona Ferencza. Reprezentanci Węgier pokonali o 5,7 s. drugich Bruno i Hugo Magalhaesów, zaś trzecie miejsce, 6,6 s. za Madziarami zajęli Grzegorz Grzyb i Jakub Wróbel. W klasyfikacji generalnej wciąż prowadzi Magalhaes, drugi jest teraz Herczig, trzeci Grzyb, czwarty Ptaszek. Z piątą pozycją pożegnał się Alexandros Tsouloftas, który po dzwonie został na oesie. Pierwszą piątkę zamyka teraz Simos Galatariotis.
Hubert Ptaszek: – Niestety, wyczuliśmy coś niepokojącego na oesie i okazało się, że złapaliśmy kapcia w prawym przodzie, musimy szybko jechać. Przed odcinkiem to była kompletnie nowa opona, nie wiem co się stało.
Grzegorz Grzyb: – Wydaje mi się, że oes jest teraz w nieco lepszym stanie, niż było to poprzednio. Przejechaliśmy go czysto, bez większych problemów. Powtarzam, jesteśmy na mecie w jednym kawałku i to jest najważniejsze.
Łukasz Habaj: – Żadnych problemów. Staramy się przede wszystkim unikać kamieni i jechać dobrą, czystą linią. Długo czekaliśmy na start tego oesu, więc ciężko było przywrócić odpowiedni stopień koncentracji. Jesteśmy na mecie i to najważniejsze, bo to piekielnie trudny oes.
fot. Marcin Rybak