Zainspirowany dyskusjami, które można śledzić wśród ludzi związanych z rajdami na Facebook’u postanowiłem napisać ten tekst. Mam nadzieję, że chociaż niektórym przemówi on do rozsądku. Bo jak można stawiać amatorskiego kierowcę rajdowego na równi z profesjonalistą? No właśnie…
Coraz częściej trafiam na zagorzałych fanów rajdów samochodowych i zarazem amatorskich kierowców, którzy w swoim mniemaniu są talentami co najmniej na miarę mistrza Polski. Jest tylko jeden czynnik, który ich ogranicza i odróżnia od najszybszych kierowców w naszym kraju – pieniądze. Bo przecież pasję do tego sportu mają większą niż ludzie, których stać na starty w wyższych ligach. Skąd takie wnioski? A no właśnie. Najwidoczniej ludzie wydający setki tysięcy złotych nie mogą mieć dużej pasji, która dorówna w jakimkolwiek stopniu tej drzemiącej w amatorach w autach za kilka tysięcy PLN’ów. Żadnego innego wyjaśnienia znaleźć nie mogę, poza tym ocierającym się o granicę absurdu. Nie, bo nie – jak zwykła trafnie argumentować płeć piękna.
Prawdziwe różnice
Przejdźmy teraz do bardziej logicznych argumentów, które bezdyskusyjnie świadczą o tym, że jednak czołówkę RSMP trzeba oddzielić grubą kreską od amatorów biorących udział w lokalnych rajdach. Bez względu na to, czy jeżdżą w epickich imprezach Tarmac Masters, Rajdowego Pucharu Śląska, czy Rajdowych Mistrzostwach Polski Zachodniej. Ale jak to?! Przecież RPŚ to nie amatorka! A jednak…
Odcinki
Organizatorzy przeganiają się w długości i trudności odcinków tak bardzo, że w moim odczuciu powoli proszą się o tragedię. To jednak temat na inną okazję. Tak czy inaczej, odcinki w amatorkach potrafią być już naprawdę szybkie i niebezpieczne. Dlatego wielu zawodników uważa się za kogoś więcej niż amatora i wręcz to określenie uważa za krzywdzące. Mimo wszystko stawka RSMP pokonuje znacznie dłuższe oesy niż 6 czy 7 km. Często dwu, a nawet trzykrotnie dłuższe. Już widzę przeciętnego zawodnika z któregokolwiek amatorskich cyklów po 20 km oesie. A potem kolejnych kilku. Powodzenia.
Przygotowania zawodników
Prawie każdy zawodnik z czołówki RSMP, z którym miałem przyjemność rozmawiać, do rajdów się skrupulatnie przygotowuje. I mam tutaj na myśli zarówno treningi aerobowe, siłowe, jak i mentalne (psychologiczne). Coaching sportowy jest już praktycznie standardem na tym poziomie. Przejechanie 20 km oesu samochodem R5, R2, czy nawet niższej klasy wymaga takich treningów. Znacznie łatwiej być w pełni skoncentrowanym przez 3-5 minut jazdy niż przez 10 czy więcej. A ilu amatorów przygotowuje się w ten sposób? Może kilku. I to tych, którzy pracują na to, aby być najszybszymi, a nie mówią, że już są the best.
Przygotowanie samochodów
Nie sposób tu odmówić wielu kierowcom amatorskim zawzięcia i ambicji. Ta grupa zawodników często sama lub ze znajomymi przygotowuje swoje rajdówki, niejednokrotnie po nocach nawet przed samym rajdem. Oczywiście sam ogromnie szanuję takie osoby i otwarcie o tym mówię. Jest też grupa ludzi, która robi swoje samochody u znajomych mechaników, którzy na co dzień naprawiają zwykłe osobówki i to też jest ok, ale…
Z drugiej strony samochodami zawodników na wyższych szczeblach zajmują się stajnie, które właśnie po to powstały. Ich głównym celem jest dbanie o to, aby auto ich klienta było przygotowane w sposób perfekcyjny. Są to ludzie, którzy wyspecjalizowali się w serwisowaniu samochodów rajdowych, które chcąc nie chcąc już nawet na amatorskim poziomie potrafią znacząco się różnić od cywilnych wersji. Dlatego stajnia w większości przypadków przygotuje auto zawodnika lepiej niż on sam, czy jego znajomy mechanik. Oczywiście są wyjątki od tej reguły, ale patrzymy tutaj w skali ogólnokrajowej.
Testy rajdowe
Testy przed rajdem, czyli sprawa tak oczywista, jak ta, że na rajd trzeba zabrać opony na deszcz. Czy dla wszystkich? Oczywiście, że nie. Zdecydowana większość kierowców bez licencji, których znam, na testy nie jeździ. A przecież koszty wcale nie są jakieś wygórowane. Przy kilku załogach biorących w nich udział wychodzi kilkaset złotych za dzień. Kilka godzin wjeżdżania się w samochód i możliwość sprawdzania ustawień jest czymś bezcennym. Po raz kolejny możemy napisać – są wyjątki. Zupełnie inaczej sprawa wygląda wśród zawodników z RSMP i chyba nie muszę tutaj nikogo o tym przekonywać.
Bezpieczeństwo – FIA vs NoName
Kolejną kwestią jest bezpieczeństwo zawodników. To prawda, że na odcinkach drogowych na szczęście nie widujemy już samochodów bez klatek bezpieczeństwa, a nawet załóg bez kombinezonów. Tutaj jednak wymagania się kończą. Fotele, pasy, kombinezony, kaski nie muszą mieć homologacji FIA. Zawodnicy nie mają obowiązku używania niepalnej bielizny ani żadnej innej. Zgoła odmiennie wygląda sprawa w mistrzostwach Polski. Dlatego zawodnik jadący w Clio w RSMP będzie w razie wypadku lepiej zabezpieczony przed jego konsekwencjami, niż gdyby przydarzyło mu się to w jakiejkolwiek amatorce tym samym samochodem. Faktem jest, że świadomość wielu załóg w kwestiach bezpieczeństwa rośnie, ale kaski tańsze od kompletu opon w amatorkach są nadal codziennością. O całej reszcie nie wspominając.
Refleksja na koniec
Rajdy to piękny, emocjonujący i złożony sport. Na końcowy wynik składa się w nim mnóstwo czynników. Jednym z nich często jest pokora. Tej coraz częściej niektórym zaczyna brakować. Duże ambicje natomiast zdają się przyćmiewać zdrowy rozsądek. I mimo tego, że nasz krajowy czempionat w skali światowej niekoniecznie stoi najwyżej, to przejawem najczystszej głupoty jest zakładanie, że gdybyśmy mieli pieniądze, to mistrzostwo Polski jest dla nas formalnością. Bo ten cel wymaga ogromnego nakładu pracy, którego wielu nie dostrzega. Parafrazując słowa jednego z internautów – nie wystarczy zapier***** na kilkukilometrowym odcinku.