Dla wielu osób głównym powodem, dla którego nie decydują się na samochód elektryczny, jest obawa przed długim czasem jego ładowania. Czy słusznie?
W pierwszych samochodach elektrycznych faktycznie czas ładowania wynosił standardowo kilkanaście godzin, a pełny akumulator pozwalał na przejechanie maksymalnie 100-150 km. Na szczęście powoli te czasy odchodzą w zapomnienie. Może nawet bardzo powoli.
Obecnie są już samochody elektryczne, które doładujemy równie szybko, co spalinowe. Niestety nie są one zasilane energią z gniazdka, ale z wodorowych ogniw paliwowych. Uzupełnienie zapasu wodoru zajmuje tyle samo czasu, co zatankowanie benzyny. Przykładem samochodu, w którym znajdziemy takie rozwiązanie może być Toyota Mirai. Możemy przypuszczać jednak, że upłynie jeszcze mnóstwo czasu, zanim stacje z wodorem staną się powszechnie dostępne, o ile w ogóle kiedyś do tego dojdzie.
Na rynku znajdziemy także auta elektryczne z tzw. range extenderami. Poza tradycyjnym ładowaniem ich z gniazdka możemy pozyskiwać energię także z niewielkiego spalinowego generatora. Niektóre wersje BMW i3 zostały w niego wyposażone. Takim pojazdem możemy przejechać nawet 450 km.
Kolejnym wynalazkiem, który miał poprawić zasięg elektryków są solary słoneczne. Niestety powinniśmy je traktować bardziej jako gadżet. Prius w wersji Plug-In, w którym oferowany jest właśnie dach z panelami fotowoltaicznymi, może dzięki energii słonecznej przejechać dziennie dodatkowe 5 km. Zatem w optymalnych warunkach w Polsce w ciągu roku zyskamy około 700 km łącznie. Podsumowując – słabo.
A jak sytuacja z tradycyjnymi samochodami elektrycznymi? Niestety tutaj także nie jest jeszcze tak kolorowo, jak byśmy sobie tego życzyli. O ile mamy dostęp do szybkoładowarki to jest jeszcze w miarę ok. Problem pojawia się wtedy, kiedy chcemy ładować nasz samochód z gniazdka w garażu. Zobrazujmy problem na przykładzie popularnego Leafa.
Nissana Leaf z akumulatorem o pojemności 30 kWh z wykorzystaniem standardowego gniazdka 2,2 kW będziemy ładować 15h.
Można także dokupić do niego domową jednostkę ładującą o mocy 6,6 kW, która pozwoli nam naładować 30-kWh zestaw akumulatorów w 5,5 godziny lub ładowarkę o mocy 3,3 kW, której zajmie to 12 godzin. Koszt takiej domowej ładowarki to 5699 zł + 4000 zł za przystosowanie do niej naszego samochodu.
Ostatnia możliwość to superszybkie ładowarki. Przykładem może być stacja CHAdeMO, która w niespełna 30 minut naładuje akumulator do poziomu 80%. Jest to już znacznie lepszy wynik, ale nie sądzę, że zadowalający.
Zatem obawy, które mamy w stosunku do ładowania samochodów elektrycznych niestety nadal pozostają słuszne i będzie tak jeszcze przez jakiś czas. Dla osób podróżujących tylko na krótkich dystansach napęd ten jest jednak ciekawą i proekologiczną alternatywą.