Nowy szef Ferrari ubierając swoją wypowiedź w słowa, podczas oficjalnej konferencji prasowej delikatnie zaznaczył, że cele jakie postawił przed sportową marką Sergio Marchionne są ambitne, ale mogą okazać się nierealne. Po śmierci szefa FCA sportowa marka musi ponownie udźwignąć honor włoskiej motoryzacji i wzmocnić swój wizerunek.
W związku ze śmiercią Sergio Marchionne w ubiegłym tygodniu, na stanowisko szefa Ferrari został powołany Louis Camillieri, który największe doświadczenie menadżerskie zyskał, przewodząc jednemu z największych koncernów tytoniowych świata. Skoro już o dymie.
W środę akcje Ferrari na Wall Street spadły o 12 procent. Włoska legenda obecnie wyceniana jest na 22.9 bilionów dolarów.
Nie do końca jasna sytuacja w głównej kwaterze koncernu FCA, o tym czy Marchionne ukrywał swój zły stan zdrowia od roku czy też nie, została w ostatnich dniach mocno zweryfikowana przez amerykańską giełdę. Akcje włosko-amerykańskiego koncernu znacznie spadły (-16%), w przypadku Ferrari do najniższego poziomu od dwóch lat.
W tej sytuacji nowy szef Ferrari woli zdecydowanie chłodniej spoglądać na wizję swojego poprzednika, którego plan zakładał podwojenie sprzedaży sportowych modeli z Maranello do 2022 roku.
Louis Camillieri: Oboje prezentujemy te same ambicje. Cele jakie zakładał Sergio są bardzo wysokie, czy im podołamy pokaże przyszłość.
62-letni Camillieri dotychczas zarządzał koncernem tytoniowym Philip Morris, od lat jednego z najważniejszych i wpływowych sponsorów teamu Scuderia Ferrari w Formule 1. Sergio Marchionne na stanowisku szefa Ferrari miał pozostać przez kolejne pięć lat, jednocześnie z początkiem 2019 roku ustępując z fotela prezesa koncernu Fiat Chrysler Automobiles.
Marchionne nie jest już w stanie rządzić koncernem FCA, nowy szef także w Ferrari