Pierwszy sprowadzony Datsun zsikał się olejem – tak się to wszystko zaczęło
Kiedy Jakub sprowadzał pierwszego Datsuna, samochód nie znajdował się w Stanach Zjednoczonych, lecz w Europie. Miało to miejsce ponad cztery lata temu, gdy Jakub wraz ze swoim ówczesnym klientem – a dzisiaj dobrym przyjacielem – pojechał obejrzeć nietypowe samochody do Holandii.
Pod Rotterdamem natknął się na kolekcję klasyków, wśród których znajdowały się m.in. Datsuny w liczbie około 20 sztuk. Wszystkie były odrestaurowane, a co za tym idzie – zbyt drogie jak na kieszenie przybyszów znad Wisły. Ale właściciel holenderskiej kolekcji posiadał w magazynie jeszcze dwa Datsuny do remontu – lekko uderzonego w tył 240Z, a także 280Z, który miał mieć uszkodzony silnik. Kuba z kolegą kupili obydwa.
– Osobiście postanowiłem wziąć 280Z, ponieważ wtedy bardziej przerażała mnie wizja naprawy blacharskiej, niż mechanicznej. Kolega wziął 240Z. Później trochę żałowałem tej decyzji, bo 240-tka okazała się białym krukiem z początków produkcji – żartuje mój rozmówca.
Na dodatek okazało się, że 280-tka faktycznie miała uszkodzony silnik. – Kiedy odpaliłem samochód po raz pierwszy, nagle wylał się z niego cały olej. W bloku pod kolektorem wydechowym znajdowała się mała dziura. Korba odmówiła posłuszeństwa, obróciło panewkę – wspomina założyciel Datsun Europe.
Po takim pierwszym kontakcie z marką wielu by się zniechęciło. Ale Kuba wspomina, że dało mu to dodatkowego „kopa” do działania. Musiał bowiem zamówić nowy silnik, a więc musiał się nauczyć zamawiania części z USA.
Gdy nowy silnik „przypłynął” do Polski, został wyremontowany i wsadzony do 280Z. Ale to był dopiero początek modyfikacji. Kuba szybko podjął decyzję, aby zedrzeć stary lakier i położyć zupełnie nową, pomarańczową powłokę. W ślad za nowym lakierem poszła renowacja wnętrza. Na koniec stwierdził, że silnik potrzebuje dodatkowej mocy. Wsadził więc do auta turbinę, nowy kolektor i nowoczesny komputer. Powstała dzięki temu maszyna o mocy 350 KM i 470 Nm.
– Samochód był praktycznie cały nowy, aż bałem się nim jeździć po drogach. Był świetny i zbierał oklaski od ludzi, którzy potrafili docenić dobrą robotę – wspomina Jakub i dodaje, że później zadziałał efekt kuli śnieżnej i kolejne Datsuny zaczęły trafiać do warsztatu.
A co z 240-tką, którą kupił kolega? Sprowadzony cztery lata temu samochód wciąż jest w odbudowie. Ale jak twierdzi Jakub, kiedy już będzie gotowy, to będzie to najładniejszy 240Z w Europie.
Ceny Datsunów na aukcjach wahają się od 40 do nawet 250 tys. złotych
Klienci z Polski najczęściej chcą kupować Datsuny „do zrobienia”. Kuba mówi, że na europejskich aukcjach ceny takich pojazdów wynoszą po 40-45 tys. zł. Jego zdaniem, doprowadzenie tego typu samochodu do stanu idealnego, wiąże się często z wyższymi kosztami, niż gdyby kupić egzemplarz już odrestaurowany.
– Ludzie często kupują Datsuna i nie bardzo wiedzą, co robić z nim dalej. Mamy niepisaną zasadę, że pomagamy zawsze tym, którzy kupili od nas samochód z myślą o jego samodzielnej odbudowie. Często otrzymuję różne pytania o to, jak sobie z czymś poradzić. W takich sytuacjach jestem otwarty na współpracę i dzielenie się swoją wiedzą. Teoretycznie jest to wiedza, do której od początku musiałem dochodzić samodzielnie i nie powinienem się nią dzielić. Ale z drugiej strony takie działania w jakiś sposób stawiają nas w pierwszej kolejności jako ludzi, od których warto kupić Datsuna w Europie – mówi Jakub.
Jeśli chodzi o klientów z zagranicy, oni często poszukują samochodów już odrestaurowanych. Na aukcjach koszt „odświeżonego” Datsuna to średnio 100-120 tysięcy złotych. Ale można też znaleźć egzemplarze za nawet ćwierć miliona złotych – jak modele 240Z z początków produkcji.