W czwartek, 11 czerwca 2020 r. po wieloletniej walce z rakiem zmarł Martin Holmes, uczestnik 520 rund WRC. Nie jako zawodnik, a dziennikarz, który jako jedyny naocznie widział jak rodziły się i zmieniały Rajdowe Mistrzostwa Świata.
25 kwietnia celebrował przeżycie 80 wiosen. Nigdy jednak nie stracił młodzieńczej pasji do rajdów. – Chcę świętować moje 80-te urodziny, ale nawet bardziej wolałbym zacząć wszystko od nowa. Znów być w tym miejscu, gdzie dziś są młodzi – napisał Holmes w dniu swojego święta na łamach australijskiego portalu „Rallysport Magazine”. To tam jeszcze 1 czerwca opublikował swój ostatni artykuł.
Pilotował Polaka
Holmes urodził się we wsi Ashtead, w hrabstwie Surrey. Pasja do rajdów eksplodowała w wieku 19 lat, gdy jako student prawa na Southampton University wziął udział w rajdzie. Zanim został dziennikarzem poznał dyscyplinę od środka jako pilot. Zasiadał na prawym fotelu takich gwiazd jak Timo Mäkinen (niespokrewniony z Tommim, pierwszy „latający Fin”), Jean Ragnotti (słynny król ośki) czy Ove Andersson (twórce struktur fabrycznego teamu Toyoty).
Na liście jego kierowców jest nawet jeden start z Markiem Gierowskim (zwycięzca jednego oesu w WRC) w Rally Costa Brava 1975, a także występ w Rajdzie Polski 1979 (runda ERC) u boku Billy’ego Colemana. Dwukrotnie pojawiał się także w Międzynarodowym Rajdzie Warszawskim „Polskiego Fiata” z Finem Juhanim Kynsilehto. Karierę pilota zaczął wygaszać wraz z powstaniem Rajdowych Mistrzostw Świata dla kierowców, ostatni event zaliczając w 1981 r.
Gdy o internecie nikt nie słyszał
Poświęcił się dziennikarstwu rajdowemu, stając się głównym i najrzetelniejszym oknem na świat w czasach przed epoką internetu. Jego dziedzictwo to nie tylko niezliczone relacje czy zdjęcia, ale także seria książek „World of Rallying”, które przyniosły mu dużą sławę w środowisku. Jego wnikliwe relacje, dokładne analizy oraz bogate statystyki były podstawą dla zainteresowania się rajdami przez miliony osób z całego świata.
Przez kilkadziesiąt lat był nie opuścił żadnego rajdu mistrzostw świata nawet w najdalszych zakątkach globu. Łącznie wizytował na 520 rundach WRC, ostatnio na Rajdzie Niemiec 2019. Swoją osobowością łatwo nawiązywał relacje z ważnymi postaciami tego sportu. Dzięki temu był w stanie wydobyć od nich więcej. Zawsze interesowały go szczegóły techniczne oraz nowinki. Choć z bliska widział kulisy grupy B, nie żył przeszłością. Z taką samą pasją analizował świat nowych WRC.
Warsztatem dziennikarskim wygrywał z social mediami
Mimo rozwoju mediów, coraz szybszego dostępu do informacji, Martin Holmes pozostawał znakomitym źródłem niepodrabialnych newsów. Często jako pierwszy wiedział, kto użyje jakiego podwozia, jak i ile jokerów homologacyjnych wykorzystał. Zawdzięczał to swojemu wybitnemu warsztatowi. Zaobserwowałem to osobiście podczas Rajdu Wielkiej Brytanii w 2018 r. Gdy kierowców otaczał wianuszek reporterów, on wcale się nie przepychał. Cierpliwie czekał na swoją kolej i rozmawiał z gwiazdami sam na sam.
Nikt mu nie odmawiał. Znał go każdy kierowca, każdej generacji. Z wieloma po prostu się przyjaźnił, dzięki czemu rozmowy stawały się luźniejsze. Inny znany brytyjski dziennikarz rajdowy, David Evans przytoczył zresztą zabawną historię z jednej z konferencji prasowych. Gdy Holmes dopytywał Carlosa Sainza o to kiedy wybiera się na emeryturę, Hiszpan zadał mu to samo pytanie w odniesieniu do jego dżinsów. Takie sytuacje spajały park serwisowy i całe środowisko rajdów.
Życiodajne WRC?
Do końca swoich dni żył w Woking, mieście związanym z motorsportem (m.in. siedziba McLarena). W 2017 r. pożegnał swoją żonę. Jego krew płynie w żyłach jego syna oraz trzech wnuczek. Dzięki swojej pasji i wybitnym osiągnięciom dziennikarskim zapewnił sobie jednak rajdową nieśmiertelność. O jego twórczość nie sposób się nie oprzeć, chcąc dogłębnie poznać pasjonującą historię rajdów.
Co ciekawe, gdy z powodu pandemii koronawirusa w Rajdowych Mistrzostwach Świata na chwilę zgasło światło, Martin Holmes odszedł z tego świata. Kto wie, czy to właśnie nie WRC i płonąca pasja do tej serii nie utrzymywała go przy życiu, które z pewnością było ekscytującą przygodą, jakiej nikt inny nie miał szansy doświadczyć.