Po wyborach prezydenckich polski rząd chce skupić się na uszczelnianiu systemów, przez które wciąż budżet państwa traci mnóstwo pieniędzy. Sporo wpływów Polska traci m.in. przez fotoradary.
Od kiedy fotoradarami zarządza Główny Inspektorat Transportu Drogowego, na instytucję wylewa się fala krytyki. Z powodu braków kadrowych GITD jest opieszałe w ustawianiu nowych urządzeń na wniosek miast, które chcą walczyć z piratami drogowymi.
Wrześniowy raport Najwyższej Izby Kontroli wytknął wiele zaniechań w GITD, która specjalnie konfigurowała fotoradary tak, aby łapały wykroczenie dopiero po przekroczeniu dopuszczalnej prędkości o 30 km/godz. Wiele mandatów wystawianych przy pomocy odcinkowych pomiarów prędkości poszło do kosza.
Zbędne wskazywanie sprawcy
Ministerstwo Infrastruktury pracuje nad zmianą prawa, które umożliwi przyspieszyć procedurę wystawiania mandatu. Jeżeli właściciel pojazdu nie wskaże osoby kierującej jej pojazdem w momencie zarejestrowania przekroczenia, to sprawa nie będzie kierowana do sądu. Podobnie jak w Norwegii, mandat z fotoradaru zapłaci właściciel wymieniony w dowodzie rejestracyjnym.
Można założyć, że w przypadku sporej liczby sytuacji nie dojdzie do ustalenia tożsamości kierowcy. Z tego powodu mandaty z fotoradarów nie będą obciążać dodatkowo punktami karnymi. Jednak wiele wskazuje na to, że grzywny będą wyższe niż obecnie. Ma to być kolejny element odstraszający od zbyt szybkiej jazdy.
Od kiedy mandat z fotoradaru zapłaci właściciel pojazdu?
Wyższe mandaty i skrócona droga do ich egzekwowania nie są zbyt popularnymi decyzjami. Dlatego też rząd ma pomijać ten temat do czasu terminu wyborów prezydenckich, które planowo mają odbyć się 10 maja 2020 r. w formie korespondencyjnej. Projekt zmian może ujrzeć światło dzienne już latem. Na jesieni oczekiwane jest głosowanie w Sejmie.