Naklejki na samochodach są jak diesel na mrozie – mogą zaskakiwać. I o ile nie mamy absolutnie nic do wyrażania siebie w taki sposób, o tyle są pewne granice, których przekraczać się nie powinno. Zwłaszcza, jeśli jesteśmy zaobrączkowani.
Warto mieć się na baczności i znać granicę
O konsekwencjach nieudanych i mogących przysporzyć problemów wlep na autach pisaliśmy przy okazji pewnego właściciela alfy, który na tylnej masce swojej 159-tki umieścił napis – jedna kula, jeden niemiec. Było to hasło popularne w Polsce w czasach II wojny światowej. Na nieszczęście właściciela, ktoś zrobił zdjęcie jego samochodu, a sprawa błyskawicznie trafiła pod lupę Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych.
O gustach się nie dyskutuje
Oczywiście dawanie wyrazu swojej niechęci do naszych zachodnich (czy jakichkolwiek innych) sąsiadów absolutnie nie jest na miejscu. Natomiast nieszkodliwe „kręcenie beki” naklejkami typu – „Prezent od bezdomnego”, „Sfinansowano z 500+”, „Nie spieszę się, bo jadę do roboty” czy kultowe już „Fake Taxi” mogą wywołać tylko uśmiech na twarzach kierowców za nami jadących.
O gustach (lub ich braku) nie powinno się dyskutować. Jedni kierowcy nigdy nie oszpeciliby swojego auta niepotrzebnymi naklejkami. Z kolei inni wręcz uwielbiają dekorować swoje samochody rozmaitymi sloganami i zabawnymi tekstami.
Na własne życzenie oszpecił nowiuteńką Corvettę C8? Boli od samego patrzenia
W sieci pojawiło się właśnie zdjęcie pewnego Nissana, którego właściciel zdecydowanie należy do tego drugiego sortu kierowców. Ciekawe czy mężczyzna ma żonę, a jeśli tak – to co ona na to?
Fota podbija internet i na wielu forach motoryzacyjnych internauci dopytują o jej dostępność. Wygląda na to, że ta naklejka to absolutny hit tego lata. Przedstawia ona… a z resztą – zobaczcie sami.