13 lutego od siedemnastu lat dla wszystkich fanów sportów motorowych w Polsce jest niezwykle smutną datą. Tego dnia opuścił nas Janusz Kulig.
Historię tego, co wydarzyło się na przejeździe kolejowym w Rzezawie zna każdy. Liczne sukcesy i mistrzostwa wywalczone przez Janusza Kuliga są wymienione niemal wszędzie. Nie ma wątpliwości, że był wielkim sportowcem, a kibice stracili jednego ze swoich idoli. Co jednak czuli nastoletni fani, dla których świat wygląda jeszcze nieco inaczej, a sportowe ikony są dla nich wszystkim.
Na tytoniowych czasach RSMP wychowali się współcześni 30-latkowie. Wraz z miłością do rajdów naturalną koleją rzeczy było znalezienie w nich swojego idola, wzór do naśladowania, wręcz świętego, który miał pokazać nam jak żyć. Nie ukrywajmy, że nastolatków interesowały również jedynie najlepsi i koncentrowali się na trzech nazwiskach: Kulig, Kuzaj i Hołowczyc. Otwarty, pogodny, bezpośredni, przyjaźnie nastawiony do ludzi, jak opisywał Janusza Kuliga Sobiesław Zasada, był moim idolem, z którym się utożsamiałem.
Śledzenie jego rywalizacji z zapartym tchem, oglądanie i czytanie wywiadów, szukanie w programach telewizyjnych jakichkolwiek relacji z rajdów, by choć przez kilka sekund usłyszeć o nazwisku Kulig było czymś oczywistym. W czasach, gdy Internet w okolicach odcinka Rościszów-Walim był jeszcze pieśnią przyszłości, to telewizja i prasa była głównym źródłem informacji.
Pamiętam jak 13 lutego 2004 wracając ze szkoły w autobusie usłyszałem „coś o Kuligu”. Zastanawiało mnie, o co chodzi i w głowie chodziły różne, ale tylko pozytywne myśli. Może udało się rozszerzyć program startów? Może obok Fiata Punto S1600 otrzyma również inną maszynę do walki. Gdy wszedłem do domu, szybko pobiegłem do telewizora, by znaleźć choć szczątkową informację. Zaskakująco nazwisko Kulig pojawiło się już w pierwszym włączonym kanale. Pokazywano akurat archiwalne ujęcia, co jeszcze nie zwiastowało nokautu, który pojawił się kilka sekund później. Janusz Kulig zginął na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w Rzezawie….
Świat nastolatka, dla którego Kulig był idolem zawalił się. Cały wieczór przerzucałem kanały, by którakolwiek z telewizji powiedziała, że to nieprawda i że jest jedynie ranny. Niestety to się nie stało. Jakaś cząstka mnie umarła, a i pasja do rajdów znacząco osłabła. Śledzenie kolejnych rajdów nie sprawiało już takiej radości. Marzenia o zastaniu kierowcą rajdowym zeszły na dalszy plan. Coś pękło, czego nie da się naprawić i co w pewien sposób ukształtowało mnie i całą rzeszę nastoletnich fanów Mistrza.