Grzegorz Grzyb znajdował się na prowadzeniu w Rajdzie Rzeszowskim po 1. dniu rywalizacji. Mistrz Polski miał jednak zaledwie cztery sekundy przewagi nad drugim Jarim Huttunenem.
Podczas pierwszego etapu zawodnicy zmierzyli się na pięciu wymagających odcinkach specjalnych. Załogi dwukrotnie pojawiły się na próbach Pstrągowa i Lubenia, a dzień zakończył superoes w centrum Rzeszowa. Zadania z całą pewnością nie ułatwiała pogoda – żar dosłownie lał się z nieba.
Po pierwszej pętli Grzyb miał niemal 16 sekund przewagi nad Huttunenem. Szybko jednak okazało się, że była to wina problemów technicznych w aucie Fina. Mechanicy odebrali samochód na serwisie i szybko uporali się z usterkami.
Pierwsza pętla zweryfikowała bardzo wiele załóg. Tomasz Kasperczyk urwał koło, Kacper Wróblewski miał podobne problemy, chociaż on akurat zdołał jakoś dojechać do mety. Potężny wypadek zaliczył Sylwester Płachytka, z walki wycofać musieli się też m.in. Jarosław Kołtun, Wojciech Chuchała, czy Jacek Jurecki.
Na drugiej pętli Huttunen odrobił cały stracony czas i wyprzedził Grzyba. Różnica była natomiast znikoma, bowiem wynosiła tylko 0,3 s. Na superoesie kończącym dzień z tej dwójki znów lepszy był Huttunen, natomiast on dostał 5 sekund kary za potrącenie pachołka i ostatecznie zakończył dzień 4 sekundy za Grzybem.
W Open 4WD obserwowaliśmy prawdziwy pogrom samochodów Proto. Najlepiej w tym wszystkim wyszedł Jarosław Szeja, który wygrał trzy oesy i zakończył dzień z prowadzeniem ponad 2 minut nad drugim Tomaszem Terlikowskim.
W ośce piękna walka. Maciej Lubiak zakończył dzień na prowadzeniu z przewagą zaledwie 0,2 s nad Szymonem Cieślakiem. Podium ze stratą 4,1 s do lidera uzupełniał Adam Sroka w Hondzie Civic. Taki wynik zasługuje na spore uznanie w stawce aut R2, Rally4 i R3.