Wielu rajdowych kibiców w minionych tygodniach z ogromnym zainteresowaniem śledziło niesamowitą podróż Szymona Gospodarczyka, pilota mistrzowskiej załogi RSMP 2019. Mistrz Polski spełnił swoje marzenie.
Szymon Gospodarczyk to człowiek wielu talentów. Śledząc jego kolejne aktywności zastanawiamy się, czy jest coś, czego ten facet nie potrafi? Zacznijmy od tego, że to prawdziwy maestro sztuki rajdowego pilotażu. I mowa tu zarówno o rajdach „płaskich”, jak i o rajdach terenowych.
W ubiegłym sezonie wspólnie z Mikołajem Marczykiem, Szymon został mistrzem Polski w rajdach. Oprócz tego w trakcie całego sezonu zawodnik spełniał się na trasach rajdów terenowych, a w styczniu wystartował w swoim kolejnym Rajdzie Dakar, jako pilot ciężarówki. Zresztą w Dakarze też miał doświadczenie już wcześniej, m.in. ze startu w UTV.
Długodystansowe wyzwanie
Podczas Dakarów Gospodarczyk udowadniał, że długi dystans nie jest mu straszny. Tym razem postanowił udać się w nieco inny „rajd”. Korzystając z przerwy w startach pilot postanowił spełnić swoje marzenie i przejść Główny Szlak Beskidzki. To ponad 500-kilometrowa trasa z miejscowości Wołosate do Ustronia.
– Nigdy nie mogłem sobie na to pozwolić. Kiedy tylko pogoda była odpowiednia na takie rzeczy, ja byłem w trakcie sezonu rajdowego i nie było szans na tak długie „odcięcie się od normalnego życia”. Znalazłem więc pozytywną stronę aktualnej sytuacji, zrobiłem rezerwację w 19 schroniskach, wytyczyłem trasę po 20-30 kilometrów dziennie, spakowałem plecak i stwierdziłem, że nie ma na co czekać – pisał Szymon 18 maja. Jak powiedział, tak zrobił. Gospodarczyk 19 maja był już na trasie.
Pilot w swoim stylu dzielił się ze swoimi fanami relacjami, codziennie wrzucając zdjęcia i filmiki na stories i opisując obszernie etapy w podsumowaniach w formie postów. Wkrótce zgłaszać zaczęli się chętni ku temu, aby towarzyszyć Szymonowi w tej pięknej podróży. W kilku etapach z Szymonem szedł jego brat, a na trasie pojawiali się też tacy zawodnicy, jak Aron Domżała, czy sam Mikołaj Marczyk.
Mnóstwo spotkań, m.in. z rajdowymi kibicami, trudniejsze i łatwiejsze etapy. Raz padało, była mgła i błoto, później zaś świeciło słońce a droga była w lepszym stanie. Raz pod górę, później w dół. Gospodarczyk realizował swój plan i pewnie, zgodnie z planem, 6 czerwca zameldował się na mecie Głównego Szlaku Beskidzkiego w Ustroniu, pokonując pieszo 501,7 km polskimi górami.
Mistrz Polski dał radę!
– Zawsze gdzieś z tyłu głowy miałem to marzenie, tylko brakowało czasu. Decyzja, że idę zapadła na 4 dni przed wyjazdem. Wiedziałem, że będzie to trudne pod względem fizycznym. Na szczęście kilka tygodni przed wyjściem na szlak zacząłem biegać 10-12 km dziennie co świetnie przygotowało moje nogi na tak długą wędrówkę – pisał Gospodarczyk.
– Bardzo mnie stresowały pierwsze 4 etapy, na których obawiałem się spotkania z niedźwiedziem. Przez to w nocy ciężko było mi zasnąć, szczególnie, że ślady „misia” widziałem dość często. Kiedy wyszedłem z Komańczy byłem już wyluzowany – zdradzał mistrz Polski.
– Kiedy byłem bliżej rodzinnego domu miałem super support od rodziny w postaci dowozu naleśników i ciepłej herbaty na szlak. Dodawało mi to nie tylko energii ale i dodatkowej motywacji. Kiedy wyruszałem samochód zostawiłem w Ustrzykach Górnych. Mój brat podjął wyzwanie, wsiadł na rower i w 10 godzin pokonał dystans 290 km, żeby odebrać auto i podstawić je później do Ustronia – opowiadał o logistycznych wyzwaniach pilot.
– Czułem się trochę jak na Dakarze, bo moim zadaniem codziennie było przejść z punktu A do punktu B, coś zjeść, zrobić pranie i się zregenerować. Niczym innym nie musiałem sobie zaprzątać głowy. Na szczęście nie miałem dużych problemów na trasie. Dyskomfort sprawiały bąble i otarcia na stopach, które zaczęły się pojawiać w czwarty dzień. Na 7 etapie musiałem poradzić sobie z kleszczem, który chciał iść dalej ze mną – tłumaczył Gospodarczyk.
– Przewodnik turystyczny z którego korzystałem podaje, że długość szlaku to 501,7 km. Mój zegarek z GPS-em wskazał łącznie 528,9 km i 21 130 metrów przewyższenia. Dziękuję za Wasze wsparcie w trakcie mojej wędrówki. Kolejne wyzwania przede mną – tym razem te sportowe. Pamiętajcie, że warto spełniać marzenia – podsumował Szymon.