Palone gumy, chmury czarnego dymu oraz wściekłe spojrzenia, na przemian posyłane przez ekologów i purystów samochodowych. Tak pewnie można opisać w skrócie Toyotę Suprę z silnikiem diesla. Czy jest sens zastępować seryjne 2JZ klekotem z Mercedesa? Raczej nie, ale niektórzy ludzie po prostu lubią patrzeć jak świat płonie.
Po mediach społecznościowych od jakiegoś czasu krąży filmik będący zmorą ekologów. Widać na nim kultową Toyotę Suprę MK4, emitującą nieprawdopodobną ilość zanieczyszczeń do atmosfery. Po części dzieje się tak wskutek palonych gum, ale przede wszystkim chodzi tutaj o charakterystyczne kłęby czarnego dymu, które może wygenerować tylko solidnie „skręcony” diesel.
Twórcy tego projektu władowali pod maskę Toyoty 3-litrową jednostkę napędową z Mercedesa W124. Dokładniej jest to sześciocylindrowy silnik OM606, który był produkowany w latach 1993-2001. Jednostka legitymuje się średnio imponującą mocą, bo najmocniejsza wersja posiadała zaledwie 177 KM. Ale patrząc na zachowanie samochodu na powyższym filmiku, śmiem twierdzić, że z „seryjnością” ten silnik nie ma wiele wspólnego.
Ten samochód nie tylko wkurza ekologów, ale też fanatyków japońskiej motoryzacji. Bo wszyscy wiedzą że to, co uczyniło Suprę legendą, to właśnie jej seryjny silnik 2JZ, który po kilku modyfikacjach dosłownie odrywał samochód od ziemi. Wrzucenie w jego miejsce klekoczącego diesla wydaje się rozbojem w biały dzień! Zbrodnią porównywalną do wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej! Ten samochód jest jak motoryzacyjny fresk Jezusa z Borja.
Silnik z samochodu „Janusza” w sportowym aucie
Nie wiem co mają w głowach ludzie, którzy tworzą tego typu projekty, ale w sumie nie mam nic przeciwko takiej zabawie motoryzacją. Dodajmy, że Supra napędzana dieslem z Mercedesa nie jest jeszcze taką wielką zbrodnią, bo przecież mogli tam wsadzić 1.9 TDI.
Nie bez powodu przytaczam ten kultowy w naszym kraju silnik. Jak się okazuje, stanowi on również wdzięczną materię do różnego rodzaju swapów. Jeden z ciekawszych projektów zrealizował niejaki Dave McClung, który postanowił władować do Pontiaka Fiero silnik 1.9 TDI z VW Jetty. Silnik pochodzi z 2000 roku i jest to jego najsłabsza 90-konna wersja. Wyobraźcie to sobie: Pontiac Fiero, seksowna odpowiedź Amerykanów na Toyotę MR2, wyposażony w 90-konny silnik diesla z samochodu Janusza. Dlaczego McClung to zrobił? No cóż, pewnie dlatego, że mógł.
Swoją drogą miałem kiedyś ten motor w Golfie piątej generacji, ale trudno mi się wypowiadać na jego temat, bo mój był chyba zepsuty. Na hamowni wykazywał tylko 80 KM (nie pytajcie co robiłem z takim autem na hamowni). W każdym razie zawrotne przyspieszenie w połączeniu z charakterystycznym klekotem były powodami, dla których Golf szybko poszedł w inne ręce.
Ale problemu z przyspieszeniem na pewno nie ma właściciel innego interesującego swapa. Na poniższym przykładzie widzicie 1.9 TDI, które zostało wsadzone do… Smarta. Ten – nazwijmy to – „samochód” posiada 230 koni, więc nie jest to pojazd do niedzielnym wypadów po bułki.
Zresztą, mówiąc o tego typu przekładkach, daleko szukać nie trzeba. W Polsce można spotkać na drogach Mazdę RX-8 z silnikiem 1.9 TDI o mocy 110 KM. Ostatnio samochód był do sprzedania pod Poznaniem w cenie 9 900 zł. Ktoś powie, że autor tego projektu dokonał zbrodni na żywym organizmie. Ktoś inny powie, że po prostu zamienił jeden z najbardziej awaryjnych silników na świecie, na jeden z najmniej awaryjnych. Swoją drogą Mazda RX-8 i różne przykłady, gdy silnik Wankla zastępowano innymi, to temat na osobny artykuł.
W jaki sposób silniki diesla zostaną zapamiętane?
Wracając do Supry z początku tego tekstu, nie wiadomo do końca, jaki jest cel realizowanego projektu. Mało prawdopodobne, żeby twórcy ładowali do samochodu silnik wysokoprężny z Mercedesa tylko po to, żeby udowodnić, że się da. Myślę, że jeszcze o tym samochodzie usłyszmy.
Tak czy inaczej mam wrażenie, że dzięki tego typu projektom, przyszłe pokolenia samochodziarzy będą patrzeć na silniki diesla, jak na relikt rodem z „Mad Maxa”. My mówimy dzisiaj o napędach „dla Janusza”, ale nasi potomkowie będą je postrzegać jak jakąś zakazaną technologię, która była tak zajebista, że trzeba było ją potajemnie montować w przydomowych garażach. Tak będzie.