Rozgrzewka równie ważna
Jazda z uturbioną jednostką to nie tylko sztuka efektywnego schładzania, ale i rozgrzewania. Podobnie jak w przypadku ludzkiego organizmu, zanim poddamy go ekstremalnym obciążeniom fizycznym, dobrze jest się rozgrzać. Człowiek musi to zrobić z mięśniami, a taki samochód z olejem.
Zimny olej nie smaruje części turbosprężarki tak efektywnie jak rozgrzany. Może nie jest to szybka droga do zatarcia, ale na pewno wczesne rozpoczęcie dociskania pedału gazu w głębszych zakresach doprowadzi do szybszego zużycia elementów turbiny.
Jeżeli zastanawialiście się kiedyś po co w rajdówce jest wskaźnik temperatury oleju, to już chyba załapaliście. Warto się w niego doposażyć, jeśli wasze turbo ma sprostać obciążeniom jazdy stricte sportowej. Przy jego braku, warto poczekać kilka minut od optymalnego nagrzania się płynu chłodniczego (który robi to szybciej).
Swoją drogą warto przypomnieć, aby nie otwierać mocno przepustnicy przy niskich obrotach niezależnie o temperatury wszystkich cieczy. Tu nawet nie chodzi o turbosprężarkę, a o silnik, w którym i tak zbyt duża dawka paliwa nie zostanie spalona, a co za tym idzie – wcale szybciej się nie zbierzecie.
Jakość oleju istotniejsza niż zwykle
Jaki olej zastosować w silniku z turbo? Nie ma sprawdzonej receptury, ponieważ każda jednostka ma swoją specyfikę. Jeżeli macie fabryczny pakiet to nie warto odchodzić od zalecenia z instrukcji. Zbyt mała lepkość oleju może nie utworzyć jednolitej i wystarczająco grubej warstwy smaru do odpowiedniej ochrony części. Z kolei przy zbyt wysokiej lepkości turbosprężarka może rozpocząć pracę „na sucho” lub ze zbyt małą ilością oleju, podczas rozruchu zimnego silnika.
Jeżeli zastanawiacie się nad czymś innym niż to, co zalecił w instrukcji producent – trzeba pamiętać o sięganiu po oleje dobrej jakości, zwłaszcza odporne na wysoką temperaturę. Dobrze jest skonsultować to z doświadczonym i zaufanym tunerem. W turbosprężarce podzespoły muszą czasem pracować przy ok. 800°C, więc o żartach nie ma mowy.
To oznacza przede wszystkim postawienie na oleje syntetyczne. Może i jest droższy, ale można mieć pewność, że starczy na dłużej (zaleca się wymianę co 15 tys. km) niż półsyntetyk (bezpieczniej zmieniać co 10 tys. km). Tradycyjne oleje mineralne nie są zalecane, ponieważ miejscami mogą się przegrzać, a w efekcie utlenić lub zwęglić. To prosta droga do narobienia szkód.
Warto się też upewnić, czy stosowany olej ma dodatki zapobiegające pienieniu się. To bardzo niepożądany efekt, który może przyspieszyć zużycie podzespołów. Mimo uszlachetniaczy może go wywołać mieszanie olejów o różnych właściwościach. Dlatego, jeśli dolewka to tego samego. Jeżeli wprowadzamy nowy lubrykant to zmiana musi być kompleksowa. Warto też utrzymywać optymalny poziom, ponieważ zbyt mała, jak i zbyt duża ilość smaru w końcu również doprowadzi do defektów.