W ostatnim czasie na świecie trwa walka z zanieczyszczonym powietrzem, czyli popularnym smogiem. W dużej mierze za ten stan rzeczy obarcza się stare samochody, ale jak się okazuje także i nowe samochody elektryczne znacząco się do tego przyczyniają.
Smog to nie tylko spaliny, które wydobywają się z naszej rury wydechowej – jak uważa większość osób. Pyły PM10 i PM2,5 powstają w dużej mierze przez ścieranie opon, nawierzchni i klocków hamulcowych. Departament ds. Środowiska w Anglii przygotował raport, który mówi jasno, że choć spada emisja spalin to wzrasta pylenie z klocków, tarcz hamulcowych, a także opon i asfaltu. W przypadku samochodów elektrycznych wynika to z tego, że są one cięższe przez baterie, przez co powodują większy opór.
Liczby pokazują, że cztery lata temu praca silników odpowiadała za 5 proc. zanieczyszczeń w całej Wielkiej Brytanii, a hamowanie za 7,5 proc. Według przygotowanych analiz w 2030 proporcje te będą wyglądały następująco – 0,8 proc. i 10 proc.
Główny Urząd Statystyczny w Polsce informował, iż smog w naszym kraju powstaje z 43 proc. całej emisji z transportu. Z kolei raport Ochrony środowiska pokazał, że w 2015 roku pojazdy wzbiły w powietrze 14,38 tys. ton pyłu, a niemal połowa z tego powstała przez hamowanie i ścieranie opon.
Tym samym bez względu na to czy jeździmy dieselem, benzyniakiem czy elektrykiem będziemy przykładać niemal taką samą cząstkę do zanieczyszczenia powietrza. W trakcie hamowania do środowiska i tak przedostanie się np. stal, żelazo, tytan, ołów, aluminium czy chrom.
Już kilkukrotnie eksperci apelowali o to, aby samorządy inwestowały znacznie większe środki w mycie ulic. To przyczyni się w znacznym stopniu do ograniczenia smogu w miastach.