Ostatnimi czasy samochody zaczęły być obwiniane o całe zło tego świata – jeśli nie bezpośrednio, to pośrednio. Przykładem tego drugiego jest podatek, który duże sklepy mają płacić za to, że klienci dojeżdżają do nich samochodami. Nad takim rozwiązaniem intensywnie myślą w ministerstwie.
Szykuje się nowy podatek dla sklepów wielkopowierzchniowych, który być może wejdzie w życie od 2020 roku – taką informację przekazała podczas rozmowy w Radiu Zet minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz. Wprawdzie informacja wypłynęła dość przypadkowo i w późniejszych wypowiedziach minister prostowała, że to na razie tylko wstępne analizy, ale z pewnością coś jest na rzeczy.
Co ciekawe, podatek nie byłby uzależniony od obrotów czy powierzchni sklepu, lecz od tego, w jaki sposób sklep oddziałuje na przestrzeń miejską. A ustawodawca z góry zakłada, że oddziałuje negatywnie, bo sklepy generują korki i wymuszają kolejne inwestycje drogowe.
Dlatego w resorcie zastanawiają się nad specjalnym przelicznikiem, algorytmem, który będzie wyliczał tym sklepom wysokość podatku. Minister mówi, że to tzw. congestion tax, który funkcjonuje chociażby w Hiszpanii. Wprawdzie przytoczona nazwa odnosi się do nieco innego podatku, który naliczany jest za wjazd do centrum miasta, ale kto by się przejmował takimi szczegółami?
Samochody znowu wszystkiemu winne
To urocze, jak wymyślnych argumentów chwytają się rządzący, żeby usprawiedliwić wprowadzenie kolejnej daniny. Chciałbym przy okazji zobaczyć ten algorytm, który będzie wyliczał kwotę należnego podatku.
Kierowca rajdowy trafił przed sąd. Handlował samochodami na lewo
Najmniejszy podatek zapłaciliby pewnie właściciele marketów na obrzeżach, które zwykle znajdują się w sąsiedztwie tras szybkiego ruchu. Takie sklepy raczej w żaden sposób nie wpływają na przestrzeń miejską, a nawet dają efekt odwrotny i odciągają kierowców od ścisłych centrów miast. Może więc należałoby im dopłacić pieniędzy zamiast zabierać?
Z wypowiedzi pani minister możemy natomiast wywnioskować, że drzazgą w oku resortu są sklepy w ścisłych centrach miast – to one zapłacą pewnie największa daninę. No tak, sami sobie są winni, przecież nie musieli się budować w ścisłym centrum! I jeszcze mieli czelność dołożyć parking, żeby ludzie chętniej dojeżdżali na zakupy samochodami, a nie np. rowerami. Zgroza!
Galeria w centrum miasta to nic złego
Pomysł ministerstwa spotkał się z mieszanymi reakcjami. Oburzona jest głównie branża handlowa, natomiast wśród reszty społeczeństwa można usłyszeć głosy, że to dobry pomysł, który przysłuży się miastom. Osobiście nie podzielam tego zdania. Byłem w swoim życiu na kilku konferencjach, na których mogłem posłuchać kilku mądrzejszych od siebie ludzi, m.in. architektów i urbanistów. I dowiedziałem się z ich wypowiedzi, że galerie handlowe budowane w centrach miast nie muszą być niczym złym, a mogą wręcz być wybawieniem dla mieszkańców. Jak to możliwe?
Socjolog: przemysł samochodowy to „kartel narkotykowy”, a miłośnicy aut to „ćpuni”
Być może ministerstwo ocenia wszystko z perspektywy Warszawy, gdzie nadmiar galerii może być postrzegany jako faktyczne utrapienie. Ale poza stolicą i kilkoma miastami wojewódzkimi, istnieją też miasta małe i średnie, liczące po 10, 50, 100 tysięcy mieszkańców. Te miasta często obumierają, ich centra wyludniają się, ponieważ nie ma w nich co robić.
Istnieją przykłady, gdy wybudowanie galerii handlowej w centrum miasta przywracało śródmieście do życia. Ludzie zaczęli chodzić do galerii, w których można się ubrać, zjeść czy obejrzeć film. Ruch z centrum handlowego z czasem zaczynał się przelewać na okoliczne ulice, więc na nich również zaczęły powstawać lokale usługowe czy gastronomia. Pobliskie kamienice zaczynały pięknieć, zaś inwestorzy otwierali w nich kolejne biznesy.
W ten sposób galerie handlowe mogą być przyczynkiem do rewitalizacji śródmieścia. A to, że część ludzi jeździ do nich samochodami? Czasem ważniejsze jest to, że w mieście w końcu coś zaczyna się dziać.
Podatek będzie dobrą okazją do podwyżki cen
Osobną kwestią jest fakt, że sklepy najpewniej będą chciały sobie odbić straty poniesione przez podatek. To może się odbić kolejnymi podwyżkami cen produktów, które już dzisiaj wydają się dość wysokie. Ale zaraz ktoś powie, że to dobrze, bo dzięki temu mali przedsiębiorcy będą mogli konkurować cenowo z molochami. No i można ogłosić kolejny sukces!
Przeczuwałem, że wkrótce pojawi się informacja o jakimś nowym podatku. Sugerowałem nawet swój sposób na uszczelnienie budżetu, choć on również nie spotkał się z aprobatą czytelników. Nikt nie lubi płacić haraczy, ale musimy pogodzić się z faktem, że od śmierci i podatków uciec nie można.
W Stanach istnieje miasto wolne od samochodów. Zakazano ich ponad 100 lat temu