Mikołaj Marczyk, który miniony sezon zakończył na czwartym miejscu w klasyfikacji juniorów mistrzostw Europy, podsumował swój rok w rozmowie z nami. Zapraszamy do lektury.
COVID-19 mieszał w przygotowaniach
Łukasz Łuniewski: – Sezon 2020 już za nami, ale zacznijmy od początku. Start tegorocznej batalii wielokrotnie był przesuwany, a kalendarze zmieniane, co nie ułatwiło wstrzelenia się ze szczytem formy. Jak Ty przygotowałeś się do tego sezonu?
Mikołaj Marczyk: – Przygotowania do debiutu w Mistrzostwach Europy rozpocząłem jeszcze pod koniec 2018 roku. Wtedy właśnie zacząłem pracować nad pozyskaniem partnerów dzięki którym moglibyśmy wystartować w Mistrzostwach Starego kontynentu. Zasadnicze przygotowania sportowe rozpoczęliśmy natomiast w lutym 2020 odbywając testy przed Rajdem Azorów, który w marcu miał zainaugurować sezon Mistrzostw Europy. W związku z pandemią koronawirusa sport zszedł na dalszy plan i tak naprawdę sezon rozpoczął się w drugiej połowie lipca od Rajdu di Roma Capitale. Przed rajdem odbyliśmy dwu dniowe testy w Polsce po których wybraliśmy się do Włoch. To było wymagające zadanie, ponieważ miałem ponad 10 miesięcy przerwy od ostatniego startu w rajdzie rangi Mistrzostw Polski.
ŁŁ: – W tym roku kalendarz był bardzo ruchomy. Czy wobec tego przygotowania fizyczne miały większe znaczenie niż w poprzednich latach?
MM: – Przygotowania fizyczne mają większe znaczenie jeżeli startujemy w rajdach rangi Mistrzostw Europy. To wynika m.in. z długości rajdu. Zazwyczaj mamy 2 lub 3 dni rywalizacji i blisko 200 kilometrów odcinków specjalnych, podczas gdy w Polsce zwykle rywalizujemy przez 1 lub 2 dni i zazwyczaj rajdy mają około 120 kilometrów. Dodatkowo klimat i wysokie temperatury np. we Włoszech wymagają od załogi większej wydolności i wytrenowania, żeby zachować koncentrację przez cały rajd. Moja forma fizyczna z sezonu na sezon poprawia się, choć wiem, że w tym zakresie mam nadal pole do optymalizacji. Najwięcej energii na tym etapie zabiera mi głowa. Debiutując w każdym z rajdów w tym sezonie startowałem do I pętli rywalizacji z absolutnym brakiem doświadczenia. To oznaczało, że nie wiedziałem w którym z zakrętów czeka na mnie pułapka, gdzie pojawi się zaskoczenie. Gdy startowaliśmy już do drugich przejazdów odcinków było to zdecydowanie prostsze i łatwiej było mi zachować siły na cały odcinek. Z przeszłości jednak wiem, że te problemy są zdecydowanie zredukowane w 2gim lub 3cim starcie w danym rajdzie. Wtedy jako kierowca czekam już tylko na kilka zakrętów, które wiem, że mogą zaskoczyć, natomiast w innych miejscach trasy jestem w stanie się bardziej regenerować. Wiem również, że dobre przygotowanie fizyczne, wyćwiczone mięśnie głębokie i świadomość swojego ciała przyczyniają się do lepszego czucia rajdówki i staram się nad tymi aspektami pracować. Weźmy choćby przykład Sebastiena Loeba, który w przeszłości uprawiał gimnastykę artystyczną, czy Sebastiena Ogiera, który był profesjonalnym narciarzem. Jestem przekonany, że ich przeszłość również wpływa na wspaniałe wyniki, które osiągają przez lata.
Debiut na 4-, Fafe na 5
ŁŁ: – Debiut nastąpił na Rajdzie di Roma Capitale. W szkolnej skali 1-6, jak ocenisz swój występ?
MM: – Myślę, że należy mi się czwórka z minusem. Biorąc pod uwagę przerwę jaką mieliśmy ten start był poprawny. Dodatkowo to był mój pierwszy występ w Skodzie Fabia Rally2 Evo. Dla kibiców może nie jest to wielka zmiana, ponieważ z zewnątrz auto zmieniło się tylko delikatnie, natomiast zmiana w prowadzeniu jest znacząca. Pojawiło się sporo nowości, które musiałem sprawdzić. Pierwszy dzień rywalizacji był średni. Drugiego również nie uzyskiwaliśmy najlepszych czasów, ale wiem z czego to wynikało. Jeżdżąc w Mistrzostwach Polski zazwyczaj jedne ustawienia dyferencjałów rajdówki pozwalały na szybką jazdę w każdym z rajdów. W tym roku zróżnicowanie tras asfaltowych jest duże. Mieliśmy przyczepne rajdy z długimi zakrętami takie jak Rzym, czy Wyspy Kanaryjskie, ale również podbijające i śliskie Węgry. Myślę, że wiem jak ustawić rajdówkę, żebyśmy w przyszłym roku byli konkurencyjni w rajdzie di Roma Capitale. Sukcesem tego startu był brak dużych błędów i zakończenie rajdu w pierwszej 10tce klasyfikacji generalnej. Biorąc pod uwagę, że na starcie pojawiło się blisko 30 bardzo dobrych kierowców w autach klasy R5, to przed startem 10 miejsce wziąłbym w ciemno. Kilku zawodników rozbiło swoje auta, więc nasza pozycja nie wynikała z super tempa i walki, ale błędów rywali. Na tym jednak ten sport polega. Mieliśmy tempo, które pozwalało nam ścigać się z włoską drugą ligą, która nie jest taka słaba. Na niektórych odcinkach, które występują w niezmienionej konfiguracji od lat mogliśmy porównywać swoje czasy z rezultatami np. z Grzegorza Grzyba, Łukasza Habaja, Bryana Bouffiera i Kajetana Kajetanowicza. Czasy były satysfakcjonujące, choć miejsce w klasyfikacji rajdu tego nie pokazywało. Straty na kilometrze oesowym były w normie, więc dam sobie 4-. Minus należy się za to, że nie trafiłem z ustawieniami i nie ryzykowałem, żeby sprawdzić więcej ustawień. Poza tym był to dobry start.
ŁŁ: – Wspominałeś o Fafe, gdzie wywalczyłeś najlepszy wynik w tym sezonie. To był perfekcyjny rajd, czy czegoś brakowało do ideału?
MM: – Nie był perfekcyjny, ale na pewno bardzo dobry. Nie jechałem szybciej. Wydaje mi się, że cała stawka Mistrzostw Europy jechała trochę wolniej ze względu na debiut tej imprezy w kalendarzu. To był nowy rajd i pokazał nam, że gdy rywalizujemy na nowych dla wszystkich trasach jesteśmy konkurencyjni. Jest to również dla mnie dowód, że w 2-3 sezonie startów, będziemy czuć się zdecydowanie pewniej na odcinkach. Dobrze trafialiśmy z oponami i ustawieniami, a rywale popełniali błędy strategiczne. To wszystko dało nam czwarte miejsce w stawce mistrzostw Europy. To dla mnie największy sukces. Gdy w przeszłości patrzyłem, jak inni Polacy startowali w Mistrzostwach Europy, to byłem szczęśliwy, gdy przywozili takie wyniki.
Węgry i Wyspy Kanaryjskie – rajdy do szczegółowej analizy
ŁŁ: – Po Rajdzie Fafe przyszły dwa słabsze występy na Węgrzech i Wyspach Kanaryjskich. To był kryzys formy? Czego zabrakło, by utrzymać dyspozycję z Fafe?
MM: – Rajd Węgier był słabszy, ale Kanary już nie. Trzeba te starty rozłożyć na czynniki, by dokonać poprawnej oceny. Na Węgrzech faktycznie mogło być lepiej. Myślę, że zaczęliśmy rajd pokazując właściwą technikę i wykorzystując pewność, którą mieliśmy z Rajdu Fafe. Na powtarzalnych oesach ze stałą przyczepnością jest mi łatwiej, ponieważ braki doświadczenia nie mają takiego znaczenia. Dlatego też wygraliśmy pierwszy oes Rajdu Węgier w klasyfikacji generalnej Mistrzostw Europy. Odcinek był zlokalizowany na torze, natomiast jest to powód do radości, ponieważ pokazuje, że technika jazdy jest we właściwym miejscu. Brakuje jednak elementów związanych z doświadczeniem, wyczuciem i wiedzą na prawdziwych oesach. Już na pierwszej pętli straciliśmy dużo. Miałem jednak pełną świadomość, że Rajd Węgier jest specyficzny i trzeba celować na nim w miejsca na poziomie 10-15 w klasyfikacji poszczególnych odcinków. Przy równej jeździe bez przygód taka strategia mogłaby zaprocentować 6-8 pozycją na mecie. To byłby dla mnie sukces. Trudne fragmenty chciałem przejechać czysto i liczyłem na to, że nie popełnię na nich błędów, ale niestety na prostym, szutrowym odcinku drogi złapaliśmy kapcia. Ciężko było mi się z tym pogodzić. Nie wiedziałem, gdzie popełniłem ten błąd. W następstwie tego zdarzenia nie wiedziałem już czy mam przejechać przez kamienie leżące w wielu miejscach na drodze, czy też omijać każdy z nich. Nie nazywam tego pechem. To bardziej brak obycia. Najlepsi kierowcy tacy jak Kajto rzadko mają przygody i łapią kapcie. Brakowało mi na tym etapie zrozumienia tej sytuacji.
Później czekały nas dwa nocne odcinki, które poszły nam przyzwoicie. Organizator informował nas w książce drogowej o ogranicznikach cięć, ale na trasie były one rozsunięte i wpadaliśmy w błotne pułapki. Jednak na 11-kilometrowym OS5 uzyskaliśmy piąty czas w generalce jadąc w nocy. To był pozytywny przebłysk.
Drugi dzień był zdecydowanie słabszy w moim wykonaniu. Odcinki były asfaltowo-szutrowo-liściaste. Było niezwykle ślisko. Trzeba było tańczyć na drodze i być bardzo precyzyjnym. My byliśmy na dalekiej pozycji i nie miałem argumentów, które przekonałyby mnie do walki. Mądrzej było dojechać do mety niż rozbić auto nie mając tempa i właściwego wyczucia. Stwierdziłem, że zastanowię się po rajdzie co mogę zrobić lepiej, natomiast na 4 z 6 odcinków specjalnych 3 dnia Rajdu Węgier nie zaprezentowaliśmy właściwego tempa jazdy.
Co do Rajdu Wysp Kanaryjskich. Nie mam uwag do siebie w kwestii techniki jazdy i przygotowań. Mogę jedynie być niezadowolony ze strategii, na którą zdecydowałem się w I pętli rajdu. Podobnie jak kierowcy, których starałem się naśladować wybraliśmy opony na suchą nawierzchnię, a na odcinkach było bardzo mokro. Po pierwszej pętli traciliśmy dwie minuty i osiem sekund. Pozostałe 3 pętle, czyli blisko 150 kilometrów rajdu pokonaliśmy już dobrym tempem kończąc rajd 2,5 minuty za zwycięzcą. W klasyfikacji 2 dnia rajdu zajęliśmy 6 miejsce w klasyfikacji generalnej, półtorej sekundy za zawodnikiem z 4 miejsca. Myślę, że jechaliśmy wyższym tempem niż na Rajdzie Fafe.
Pierwszego dnia nasze tempo było adekwatne do możliwości. Jadąc na slicku po mokrej nawierzchni ciężko jest poznać zakręty i ich przyczepności. Trudno o wyciągnięcie wniosków przed 2 pętlą. W rajdach nie ma jednak gdybania i czasu netto. Nasze tempo oceniam jako właściwe, natomiast strategia nie była optymalna. Na Rajdzie Fafe w przeciwieństwie do konkurencji trafiliśmy z oponami i ustawieniami. Tutaj błąd kosztował nas dwie minuty.
W skali mojego doświadczenia, uważam miniony sezon za udany. Jestem zadowolony. Osoby, które uważam za autorytety w rajdach nie zwracają mi poważnych uwag. Moja pewność i wiara w możliwości jest na wyższym poziomie niż kiedykolwiek wcześniej.
ŁŁ: – Kibicom można to zobrazować graniem w DiRT-a, gdzie jeden gracz w kółko jeździ jeden oes, a Ty masz z nim walczyć w pierwszym podejściu.
MM: – To oczywiście uproszczenie, ale trochę tak to wygląda. Oczywiście my ścigamy się realnie, a nie wirtualnie. W Polsce śrubujemy tempo na oesach, jedziemy szybko, jednakże nie aż tak szybko. W Mistrzostwach Europy mogę pojechać naprawdę dobry odcinek na którym tracimy 0,5 sekundy na kilometrze do zwycięzcy, natomiast jest tak dużo dobrych zawodników, że taki czas gwarantuje, że ledwo łapiemy się do pierwszej dziesiątki. W Polsce taki przejazd dawałby pewnie miejsce w pierwszej trójce.
Plusy i minusy FIA ERC
ŁŁ: – Co najbardziej spodobało Ci się w tym sezonie?
MM: – Bardzo mocna konkurencja i zawodnicy, którzy mają określony cele. Są zdeterminowani, by je osiągać. Podporządkowują swoje życia do tego, aby wskoczyć na najwyższy poziom sportowy. Każdy z nas ma różne predyspozycje, natomiast myślę, że wzajemnie motywujemy się do walki.
Ważne jest też zróżnicowanie tras. W Polsce czasami mówimy, że jeden rajd jest zupełnie inny niż drugi, ale tak naprawdę są dość podobne do siebie. Tutaj faktycznie rajdy są różne. Na Węgrzech mamy błoto z pokruszonym asfaltem, a dwa tygodnie później jeździmy na Kanarach, gdzie asfalt przy słonecznej pogodzie jest niesamowicie przyczepny. Na Łotwie mamy szerokie szutry. Nie jechałem Rajdu Azorów, ale z tego co widziałem to tamtejsze trasy są kręte i wąskie, a specyfika nawierzchni jedyna w swoim rodzaju. Podoba mi się, że muszę odnaleźć się w różnych sytuacjach i sprostać różnym zadaniom.
Mogę również reprezentować Polskę. Na razie nie jestem na poziomie czołowej trójki, ale dzięki możliwości walki z najlepszymi zawodnikami świata nasze postępy przyspieszają. Na każdym z rajdów, w którym startuje Craig Breen lub Andreas Mikkelsen mogę porównywać się do maksymalnego tempa jakie można uzyskać w aucie Rally 2.
ŁŁ: Co najbardziej Cię zaskoczyło na plus i minus?
MM: – Z pewnością starty w dobie pandemii koronawirusa stały się inne. Musimy wielokrotnie wykonywać testy. Jest również możliwość, że pomimo braku objawów możemy mieć wynik pozytywny, a to wykluczy nas z rywalizacji. Dodatkowo brakowało mi kibiców w parku serwisowym i na trasach. Zawsze odcinki specjalne pełne kibiców należą do moich ulubionych.
Na plus na pewno muszę zaliczyć oprawę medialną i profesjonalizm dziennikarzy w Mistrzostwach Europy. Cała organizacja jest świetna. Ścigamy się też w różnych kulturach i mamy różne osoby odpowiedzialne za rajd. Na Rajdzie Fafe oesy bywały opóźnione i to było normalne. Na Lipawie wszystko działało jak w szwajcarskim zegarku. Nie ma jednej charakterystyki organizacji i trzeba się w tym odnaleźć. To ciekawe wyzwanie.
ŁŁ: – Sezon zakończyłeś tuż za podium w klasyfikacji juniorów. Przed startem brałbyś ten wynik w ciemno, czy cele był zdecydowanie wyższe?
MM: – Przed sezonem nie znałem stawki zawodników, z którymi będziemy się mierzyć, ale ze względu na naszych partnerów założyłem sobie pewne cele na sezon. W kartingu tego nie robiłem, zawsze po prostu dawałem z siebie wszystko. W tym sezonie bardzo chciałem zając miejsce na podium i niewiele do tego zabrakło. Analizując zawodników, z którymi się ścigaliśmy, myślę, że możemy być zadowoleni z wyniku. Miejsce jest adekwatne do naszych możliwości. Wygrana z Erikiem Caisem, którego potencjał oceniam na bardzo duży, jest satysfakcjonująca. To, że rywalizację zakończyliśmy mając kilka punktów mniej niż Efren Llarena, który w 2019 roku był Mistrzem Europy w ośce i ma duże doświadczenie, nie jest żadną ujmą. Gregoire Munster i Oliver Solberg w tym roku walczyli też o czołową trójkę w klasyfikacji generalnej. W tym sezonie poziom był w mojej opinii bardzo wysoki. Pokazuje to przypadek Craiga Breena, który nie mógł podpiąć się do walki o Mistrzostwo. Jestem zadowolony z poziomu sportowego i mojego rozwoju. Byłoby miło, gdyby liczyło się pięć wyników. Wtedy stanęlibyśmy na podium, ale regulamin był znany przed startem sezonu i mamy czwartą pozycję, z której jesteśmy zadowoleni.
Co dalej, co z RSMP?
ŁŁ: – Nie stęskniłeś się za polskimi oesami? Śledziłeś to co się działo w RSMP?
MM: – W czasie Rajdu Fafe odbywał się też Rajd Świdnicki-Krause. Na każdym serwisie sprawdzaliśmy wyniki. Trzymaliśmy kciuki za Polaków, ale przyszło im się ścigać z najlepszym kierowcą na świecie w aucie klasy R5 – Jarim Huttunenem. Śledziłem rywalizację, ale nie tęskniłem za nią. Cieszyłem się, że mogę startować w Mistrzostwach Europy!
ŁŁ: – Koniec sezonu oznacza przygotowania do kolejnego. Masz już jakiś zarys planów?
MM: – Bardzo chciałbym zaliczyć pełen program startów w mistrzostwach Europy. Wymarzony plan zakłada osiem rund. W przyszłym roku zawodnicy walczący w klasyfikacji juniorów będą korzystać z aut Rally 3, więc my skupimy się na walce o jak najwyższą pozycję w klasyfikacji generalnej. Chciałbym też zwiększyć liczbę kilometrów testowych. W tym roku mieliśmy często tylko 30-40 km przed rajdem. Nie jest to zbyt dużo, gdy spojrzymy na moje doświadczenie i poziom rywali. Może uda się zaliczyć jakiś rajd treningowy. Chcę poprawić też swoją jazdę na brudnym asfalcie. To element w którym mam największe braki.