Zewsząd słyszymy, że przyszłością motoryzacji są napędy elektryczne, a silniki spalinowe wkrótce będziemy oglądać tylko w muzeach. Okazuje się jednak, że nie wszyscy podzielają to zdanie. Honda i Toyota uważają, że obecnie ludzie nie są zainteresowani autami na baterie i wykluczają, że w bliskiej przyszłości nastąpi gwałtowny wzrost popytu na elektryki.
Panujące ostatnio szaleństwo na punkcie elektromobilności coś mi przypomina. Pod koniec roku 2009 w kinach wyświetlany był „Avatar” Jamesa Camerona. Film okazał się globalnym hitem, a wpływy ze sprzedaży biletów pobiły rekord, który 12 lat wcześniej ustanowił „Titanic” – swoją drogą, nakręcony przez tego samego reżysera.
Za sukces „Avatara” odpowiadał nie tylko chwytliwy marketing, ale także (a może przede wszystkim) fakt, że film był wyświetlany w 3D. Dzięki temu bilety były odpowiednio droższe, a James Cameron zdołał wmówić całemu światu, że trójwymiar jest przyszłością kinematografii.
Co więcej, zdołał to zrobić mimo, że już wcześniej filmy trójwymiarowe przeżywały swoją śmierć dwa razy – w latach 50. i 80. XX wieku.
Auta elektryczne przeszły podobną drogę
Elektryki nie są czymś, co pojawiło się wczoraj. Wręcz przeciwnie – pierwsze samochody napędzane prądem pojawiły się pod koniec XIX w. Na początku XX w. były nawet bardzo popularne i stanowiły około 1/3 samochodów poruszających się po amerykańskich drogach. Amerykanie byli również tymi, którzy zadali cios samochodom elektrycznym, uruchamiając produkcję spalinowego Forda Model T, który był łatwo dostępny i stosunkowo niedrogi. Kolejne silniki napędzane benzyną były udoskonalane i wypierały samochody elektryczne, doprowadzając do ich pierwszej śmierci.
Volkswagen znacznie zwiększa prognozę dotyczącą produkcji aut elektrycznych
Zainteresowanie elektrykami odżyło w latach 70. podczas kryzysu paliwowego, gdy ceny benzyny zaczęły gwałtowanie rosnąć. Kolejni producenci zaczęli baczniej przyglądać się autom na prąd. W tym czasie pojawiły się takie samochody, jak CityCar od firmy Sebring-Vanguard. Pojazd wyglądał jak klin do drzwi i dysponował zasięgiem na poziomie 40 mil (64 km). To właśnie ograniczona moc i zasięg spowodowały, że pod koniec lat 70. konsumenci szybko stracili zainteresowanie elektrykami. Tak nastąpiła druga śmierć tych pojazdów.
Współcześnie mamy do czynienia kolejną i zdecydowanie największą falą elektromobilności. Dzisiejsze auta napędzane bateriami litowo-jonowymi są jak motoryzacyjny odpowiednik „Avatara”. Film Jamesa Camerona starał się udowodnić, że technologia 3D w wersji cyfrowej jest najbardziej dojrzałą i ostateczną formą trójwymiarowości – daleką od tego, co widzowie mogli oglądać w kinach XX wieku. Podobnie dojrzałe mają być współczesne elektryki.
Historia pokazała, że „Avatar” rozpętał modę na filmy trójwymiarowe do tego stopnia, że w kinach trudno było uświadczyć jakąkolwiek produkcję, która nie była w 3D. Ale, jak się okazało, ten stan rzeczy nie utrzymał się dłużej niż kilka lat.
Trudno porównywać przemysł filmowy do motoryzacyjnego, szczególnie, że w tym drugim przypadku zmiana technologiczna odbywa się na znacznie większą skalę. Ale przykład kinematograficzny pokazuje, że to nie koncerny, lecz sami konsumenci zdecydowali, w jakiej formie będą oglądać dalej filmy. Użyli do tego najlepszego argumentu, czyli zagłosowali swoimi portfelami wybierając filmy w 2D.
Konserwatywni Japończycy wolą poczekać
Japończycy zdają się wierzyć, że kierowcy będą podobnie konserwatywni jak widzowie w kinach. Oczywiście nie liczą na renesans diesla (no, może oprócz Mazdy), ale upatrują przyszłości w hybrydach. Ostatnio głos w tej sprawie zabrał Takahiro Hachigo, dyrektor generalny w Hondzie. W jego opinii standardowe hybrydy będą pełnić kluczową rolę dla przyszłości firmy. To dość zaskakujące wyznanie, szczególnie, że Honda wcześniej zapowiadała, że do 2030 r. aż dwie-trzecie jej pojazdów ma być zelektryfikowane.
Nie wierzę, że nastąpi gwałtowny wzrost popytu na pojazdy na baterie i uważam, że tak to wygląda na całym świecie – powiedział Hachigo w rozmowie z Automotive News Europe.
Jego zdaniem celem współczesnej motoryzacji nie jest elektryfikacja sama w sobie, lecz poprawa wydajności paliwowej. A ten cel można osiągnąć silnikami hybrydowymi, nad którymi Honda pracuje już od 1999 roku (wtedy ukazała się pierwsza hybrydowa Honda – model Insight).
Dyrektor w Hondzie dodaje, że bolączką samochodów elektrycznych jest wciąż ograniczona infrastruktura. Z tego powodu uważa, że w najbliższych latach nie powinno znaleźć się wielu chętnych klientów na auta elektryczne.
Podobnego zdania jest Toyota. Jack Hollis, dyrektor generalny amerykańskiego oddziału tej marki, powiedział w rozmowie z serwisem Electrek, że obecnie podaż na rynku aut elektrycznych przewyższa popyt. Wyraził przy tym wątpliwość czy kierowcy są gotowi i chętni by porzucić benzynę na rzecz elektryczności. Dlatego też firma skupia się przede wszystkim na dalszym rozwoju gamy hybrydowej. Toyota nie zamyka się na samochody elektryczne w przyszłości, ale nie kryje też zainteresowania technologią wodorową. Być może to wodór właśnie stanie się paliwem przyszłości.
Ciekawe co na to wszystko powiedziałby Volkswagen, który bez wahania wszedł w technologie elektryczne i zapowiedział milion samochodów napędzanych bateriami do 2023 r. Niemcy muszą być silnie przekonani, że elektromobilność to żadna pieśń przyszłości ani przelotna moda, jak kino 3D. W perspektywie najbliższych lat przekonamy się, czyja strategia okazała się lepsza.
Tani, ekologiczny i nieskomplikowany. To mógł być polski projekt, ale nie jest dość ambitny