Kiedy przejdzie wam przez głowę myśl, że dacie swojemu dziecku wszystko, o czym sami za młodu tylko marzyliście – zastanówcie się dwa razy. W ten sposób mógł pomyśleć pewien amerykański tata, który kupił do współudziału z 16-letnim synem kultową Toyotę Suprę. Auto jak skończyło, widać na zdjęciach.
Niewiele jest rzeczy na tym świecie, które mnie ruszają, ale jeśli coś już powoduje napływ łez do moich oczu, to są to: stare fotografie, cierpiące zwierzęta i Toyoty Supry owinięte wokół drzew. Trudno było mi przejść obok tej historii obojętnie.
W dobie gwałtownych przemian w przemyśle motoryzacyjnym, samochody pokroju Supry Mk IV niebawem będziemy mogli oglądać tylko w muzeach. Tym bardziej szkoda, gdy ktoś zmniejsza populację tych młodych klasyków poprzez tak lekkomyślne działania.
Kierowcy nic się nie stało
Co właściwie widzimy na załączonych zdjęciach? Toyotę Suprę w kolorze Baltic Blue, która przeszła bliskie spotkanie z drzewem. Za kierownicą siedział 16-latek, który Suprę nabył wraz ze swoim ojcem od nowojorskiej firmy Twins Turbo Motorsport. To właściciele firmy jako pierwsi podzielili się zdjęciami wraku na Instagramie, dodając, że Supra z tego roku i w tej specyfikacji ukazała się w nieco ponad 30 sztukach. Ojciec z synem mieli cieszyć się tym projektem przez długie lata, ale wyszło zupełnie odwrotnie. Samochód wziął udział w wypadku niedługo po odebraniu z warsztatu.
Jak widać na załączonych obrazkach, miejsce, w którym zwykle znajduje się fotel kierowcy, praktycznie zniknęło. Cud, że po tak niefortunnym uderzeniu 16-latek uszedł z życiem. Z miejsca wypadku przetransportowano go do szpitala drogą powietrzną, a według relacji świadków skończyło się na kilku połamanych żebrach. Bez wątpienia chłopaka uratowały poduszki powietrzne, które skutecznie wystrzeliły po 25 latach od momentu, gdy samochód opuścił fabrykę.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Firma tuningowa nie podała specyfikacji technicznej owej Supry, ale możemy wnioskować po niektórych zdjęciach, że samochód liczył „nieco” więcej niż standardowe 324 KM, które drzemały w silniku 2JZ-GTE. Na jednym z portali ogłoszeniowych można znaleźć podobną Suprę w kolorze Baltic Blue, która dysponowała mocą 700 koni. Samochód został sprzedany za 45 tys. dolarów. Czy ta z wypadku mogła mieć tyle samo mocy? Patrząc na skalę zniszczeń jedno jest pewne: przed uderzeniem w drzewo samochód pędził jak wściekły.
Młodym nie zawsze można ufać
Rodzice po wypadku modlili się o zdrowie syna. Prosili też firmę tuningową o usunięcie negatywnych komentarzy pod wpisem o rozbitym aucie, a jak można się spodziewać, tych było całkiem sporo. Najważniejsze oczywiście, że chłopakowi ostatecznie nic się nie stało. Ale z całej tej historii płynie prosta lekcja: w pewnych kwestiach młodym nie można ufać, nawet, jeśli mają dobre intencje.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Pamiętam, jak dwie dekady temu błagałem rodziców o oryginalne buty sportowe, które wtedy stanowiły 1/5 miesięcznej wypłaty. Obiecywałem, że w przeciwieństwie do tanich tenisówek, będę o nie dbał lepiej niż o siebie. Kiedy już dostałem nowe obuwie, rzeczywistość szybko zweryfikowała te słowa. Okazało się, że logo znanej marki nie powoduje, że buty stają się mniej podatne na zniszczenia. Kiedy kolejnym razem przekonywałem rodziców, że Sony PlayStation poprawi moje wyniki w nauce, chyba już nie dawali wiary w moje słowa.
Podobnie musiało być z 16-latkiem. Być może namiętnie oglądał „Szybkich i wściekłych” na przemian z „Initial D”, plakaty z Suprą zdobiły jego pokój i był święcie przekonany, że zadba o samochód jak należy. Ale kiedy pod butem znajdzie się kilkaset koni, młodzieńcza fantazja potrafi wziąć górę. Tym razem dobrze, że tylko tak się skończyło. Na następne auto proponowałbym jednak inną Toyotę. Najlepiej Aygo.
Ta wyścigowa Toyota Supra przez 15 lat służyła jako kwietnik przed kioskiem