Przy obecnych technologiach baterii do samochodów elektrycznych, jazda ekonomiczna jest kluczowa w ich użytkowaniu. Dlatego też te auta, które mają stanowić przyszłość motoryzacji, dość dobrze wpasowały się do rajdów na regularność, które kojarzą nam się głównie zabytkami.
Regularność to element, który był obecny w rajdach zanim na dobre upowszechniono ściganie się na czas po odcinkach specjalnych. W dawnych czasach średnia prędkość bywała równie istotna, co… elegancja pojazdu, która mogła mieć znaczenie dla końcowego wyniku. Z kolei dziś to właśnie zużycie energii elektrycznej jest dodatkową zmienną, wpływającą na końcowy rezultat załogi.
Doświadczenie ze Starego Kontynentu
Choć rajdy na regularność dla przeciętnego odbiorcy są dość skomplikowane, to w całej Europie mają wielu sympatyków. W tym gronie są przede wszystkim byli zawodnicy czy działacze, którzy bez narażania zdrowia mogą w ten sposób nawiązać do swojej pasji z młodości. Ta pozorna zawiłość zasad wymaga zresztą doświadczenia i obycia z rygorystycznym charakterem regulaminów.
Jednak wychodząc poza Europę, rajdy na regularność mogą być czymś abstrakcyjnym lub rozgrywanym na nieco odmiennych zasadach. Prawda jest taka, że FIA – choć jest mocodawcą globalnym – swoje standardy jest w stanie utrzymywać głównie na Starym Kontynencie. Zakorzenienie norm w innych kulturach motoryzacyjnych jest oczywiście możliwe, ale wymaga to pewnego procesu, w którym trudno o drogę na skróty.
Alternatywna rzeczywistość
Tym przydługim, ale wydaje mi się koniecznym wstępem dochodzimy do Mistrzostw Elektrycznych i Nowych Energii FIA, w ramach których organizowany jest Puchar Elektrycznych Rajdów na Regularność (E-Rally Regularity Cup). Cykl przeznaczony jest dla seryjnych EV, bez żadnych przeróbek sportowych, chyba że znalazły się na fabrycznym wyposażeniu modeli homologowanych na teren Unii Europejskiej.
W trzecim roku istnienia postanowiono serial uczynić interkontynentalnym, wprowadzając rundę w Kanadzie. Kłopot w tym, że w ojczyźnie Pameli Anderson rajdy na regularność rozgrywa się na nieco uproszczonych zasadach niż w Europie. W ten sposób, w zasadzie bez praktycznego sprawdzenia organizacji imprezy, jednodniowy Rallye E-Efficacité FIA du Quebec włączono od razu do kalendarza.
Niestety, odbiło się to na rezultacie Polaka, który w elektrycznej serii rajdowej jest w ścisłej czołówce. Mowa o mieszkającym we Francji, Arturze Prusaku, z którym wyjątkowo na tę imprezę poleciał doświadczony i utytułowany pilot, Grzegorz Gac. Polski lider punktacji kierowców z kosztownej wyprawy do Kanady wrócił jednak bez punktów, kompletnie nie odnajdując się w alternatywnej, kanadyjskiej rzeczywistości.
Artur Prusak: Organizator wykazał się wyjątkową niekompetencją. Do rezultatu nie zaliczono żadnego pomiaru na testach regularności, mimo że regulamin FIA wyraźnie wskazuje, że powinny być co najmniej 2. Na odcinkach były zresztą sygnalizacje świetlne, gdzie można było spędzić minutę oraz roboty drogowe, które wiązały się nawet z 2-minutowym postojem. Klasyfikacja została ustalona tylko i wyłącznie na podstawie punktów karnych przyznanych na Punktach Kontroli Czasu (PKC).
Tu zaczyna się kolejny problem, ponieważ sędziowie na nich byli kompletnie nie przeszkoleni. Nie było regulaminowych tablic FIA oznaczających wjazd i wyjazd ze strefy. Te były narysowane liniami, ale sędziowie i tak wpisywali czas wjazdu załogi w momencie, gdy… po prostu ujrzeli ją na oczy nawet przed strefą! Poza tym o właściwej godzinie nie było możliwości podania karty sędziemu na wjeździe na PKC, ponieważ jego tam nie było. Jeden sędzia stał po drugiej stronie ulicy i to on, według swojego uznania wpisywał czasy rzekomego wjazdu.
Organizator przyznał mi potem, że oni nie chcieli mieć rundy mistrzostw w jeździe na regularność. Interesowało ich jedynie zużycie energii, ale FIA ich do tego zmusiła. Sędziowie byli zaprzęgnięci w ostatniej chwili i nikt im dokładnie nie wytłumaczył, jak należy to właściwie zrobić.
Potężne kary zrujnowały wynik załogi Toyoty Mirai, która znalazła się poza pierwszą dziesiątką. W efekcie Prusak wypadł nie tylko z prowadzenia w E-Rally Regularity Cup, ale i podium. Choć z karami zmagał się każdy, w schemat kanadyjskich rajdów na regularność fartownie wstrzelili się mistrzowie z poprzednich dwóch lat – Walter Kofler (2017) i Didier Malga (2018), którzy Chevroletami Bolt obsadzili dwie pierwsze lokaty.
Wysoko, bo na czwartej lokacie w Trois-Rivières sklasyfikowano mieszkających w Toronto, Piotra i Łukasza Nytków. Oni także, dzięki znajomości kanadyjskich realiów rajdowych, zdołali uniknąć tak dużych kar, jakie otrzymali rodacy.
Łukasz Nytko: W Kanadzie rajdy na regularność odbywają się na innych zasadach. Dostaje się godziny, o których trzeba się stawić, zamiast gonić swój czas. Nie ma tablic stref PKC, są linie, najlepiej nie być w zasięgu wzroku sędziego PKC. Doszło do nieporozumienia z FIA. Kwestia też zupełnie nowego organizatora, który nie miał w tym doświadczenia.
Farsa na koszt uczestnika
Przykład Kanady pokazał, że ktoś w FIA zbyt szybko chciał zglobalizować elektryczne rajdy na regularność. Choć w przypadku Artura Prusaka może obejść się to bez konsekwencji (startując w 11 rundach można odliczyć dwie najsłabsze – przyp. red.), to globalne mistrzostwa pod egidą międzynarodowej federacji nie powinny wyłamywać się z przyjętych standardów. Oczywiście nieporozumienia czy wpadki debiutanta można wybaczyć, ale koszty braku profesjonalnego dopracowania imprezy ponieśli uczestnicy, co już nie jest OK.
Mieszkający w Paryżu Polak oraz jego etatowy, francuski pilot Thierry Benchetrit szybko poprawili sobie humory, ponieważ w miniony weekend wygrali e-Rally Iceland. Dzięki temu, że impreza w Islandii miała wysoki współczynnik za dystans kilometrów, Prusak awansował na drugie miejsce w punktacji sezonu. Utrzymujący się jeszcze na szczycie Walter Kofler ma tylko 0,75 punktu zapasu, który będzie można zniwelować już w dniach 5-8 sierpnia na Rajdzie Polski Nowych Energii.