Podczas Rajdu Świdnickiego-Krause doszło do sytuacji, w której wielu kibiców zamarło. Zbigniew Gabryś i Artur Natkaniec z dużą prędkością opuścili drogę i uderzyli w drzewo. Pierwsze zdjęcia mówiły, że sytuacja może być poważna.
Na szczęście okazało się, że zawodnicy są cali i ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Ostatecznie bilans jest taki, że pilot ma złamaną nogę, zaś kierowca jest tylko poobijany. Postanowiliśmy zapytać Zbyszka jak doszło do tego wypadku, jak się czuje i co dalej?
WRC: Jak się czujesz po wypadku?
Zbigniew Gabryś: Jestem szczęśliwy, że żyjemy, bo chyba nigdy wcześniej się tak bardzo nie wystraszyłem. Kiedy koła straciły przyczepność już wiedziałem, że jestem tylko pasażerem i czekałem na to, co się wydarzy. Byliśmy zakleszczeni, z urwanym dachem. Wyszedłem jakoś z samochodu i zobaczyłem, że Artur też żyje, wtedy byłem bardzo szczęśliwy.
Jakie były przyczyny tego zdarzenia?
Od początku nie potrafiłem sobie poradzić z ustawieniem tyłu samochodu. Próbowałem już na testach i cały czas coś mi tam nie grało. Odcinek znałem bardzo dobrze, jechałem go już kilka razy. Pamiętam, że Fiestą zawsze jechało się tam bez odjęcia i nic się nie działo. Nie było mokro, nie było syfu, ale delikatnie podbijało mnie na nierównościach i w konsekwencji tylne koła straciły przyczepność.
Wielu zawodników twierdzi, że bardzo szybka partia na tym odcinku jest kompletnie niepotrzebna i próba powinna zacząć się później. Co ty o tym sądzisz?
Ten odcinek jest bardzo niebezpieczny, bardzo szybki. Może jakimś rozwiązaniem byłyby szykany? Praktycznie od samego początku jedzie się tam z pedałem gazu wciśniętym na maksa. Nie mogę jednak mieć do nikogo pretensji. Odcinek taki był… no i zdarzyło się.
Twoje tempo w tym rajdzie nie pozwalało na oesowe zwycięstwa. Dlaczego?
Od początku podejmowaliśmy jakieś złe decyzje. Pierwszego dnia wybrałem złe opony, a do tego złapałem kapcia na superoesie w Świdnicy. Cały czas było pod górkę. Na pierwszym odcinku drugiego dnia mieliśmy też problemy z interkomem. Już począwszy od testów nie mogłem odpowiednio ustawić samochodu. Cały czas odjeżdżał mi tył. Może tych testów było za mało.
Rajd Świdnicki: Marczyk wychodzi na prowadzenie. Potężny dzwon Gabrysia
Co dalej?
Na razie nie wiem. Artur ma złamaną nogę, ja jestem poobijany. Nie wykluczam, że zakończę starty, ale na ten moment jest za wcześnie aby cokolwiek powiedzieć. Nie wiem co będziemy robić.
Zdjęcie główne: Krzysztof Gabrysiak Fotografia