Polsko-polska wojna o Australię. Dwa obozy, które zapomniały o spokoju

Polsko-polska wojna o Australię. Dwa obozy, które zapomniały o spokoju

Motor Racing – Formula One World Championship – Australian Grand Prix – Preparation Day – Thursday – Melbourne, Australia

Podaj dalej

Za nami dwa pierwsze dni nowego sezonu Formuły 1. Po długiej przerwie do ścigania w królowej motorsportu powrócił Robert Kubica, który reprezentuje barwy zespołu Rokit Williams Racing. Niestety, na razie powrót ten wywołuje więcej waśni, niż przyjemności i dumy.

Podczas trzech treningów i sesji kwalifikacyjnej zawodnicy Williamsa zamykali stawkę F1. Zarówno Robert Kubica, jak i George Russell musieli walczyć z niedoskonałościami bolidu FW42, co niestety przełożyło się na wyniki. Straty do rywali były duże, ale tego można było się spodziewać. Przejdźmy do meritum…

OCZEKIWANIA

Jakie polscy kibice mieli oczekiwania przed startem nowego sezonu? Ci, którzy śledzą Formułę 1 i orientują się w panujących w niej realiach wiedzieli, że Williams w Australii nie ma prawa walczyć o jakiekolwiek zadowalające pozycje. Sam George Russell przed weekendem mówił, że miejsce piętnaste w kwalifikacjach to prawdopodobnie maksimum możliwości, a już po pierwszych treningach eksperci stwierdzili, że sensacją będzie, jeśli kierowcy brytyjskiego teamu nie zajmą w czasówce dwóch ostatnich pozycji.

O problemach Williamsa było wiadomo już podczas przedsezonowych testów w Barcelonie. Tam zespół przegapił praktycznie trzy dni jazdy, a do Australii poleciał bez wielu części zapasowych. Straty już w pierwszych treningach na antypodach były jak na świat F1 ogromne, sięgające nawet czterech sekund do zwycięzców.

Cztery sekundy do Mercedesa, czy Ferrari nie bolały. Bolało jednak z całą pewnością to, że straty Williamsa były spore w porównaniu do zespołów środka stawki. W pierwszym treningu Kubica był dwie sekundy za Lando Norrisem. W drugim treningu Russell stracił do Brytyjczyka grubo ponad półtorej sekundy (za każdym razem Norris był osiemnasty). Wtedy właśnie eksperci stwierdzili, że sensacją będą jakiekolwiek inne miejsca Williamsa w kwalifikacjach, niż 19. i 20. – Nie da się odrobić półtorej sekundy na przestrzeni jednego weekendu – mówił ekspert Eleven Sports Michał Gąsiorowski.

Claire Williams: Bolid jest wolniejszy niż zakładaliśmy

GOTOWOŚĆ NA PORAŻKĘ?

Kibice śledzący F1 musieli przygotować się na ciężkie chwile w Australii. Wiedzieliśmy, że będzie trudno i że Robert Kubica nie będzie brylował. Zwyczajnie nie było takiej możliwości. Williams jest teraz w fazie, w której pozostałe zespoły były w pierwszym tygodniu testów w Barcelonie. Brakuje części, brakuje tempa. A nas, Polaków, porażki zazwyczaj bardzo mocno bolą i często prowadzą do wylewu frustracji.

George Russell: Bolid ciężko się prowadzi. Brakuje mu przyczepności

Swoją frustrację wylewają głównie kibice, którzy pamiętali Kubicę z Formuły 1 przed jego wypadkiem. Jeśli ktoś nie śledził ostatnich lat w F1, mógł oczekiwać, że Polak po prostu wsiądzie w samochód i będzie jedną z gwiazd. Wyniki pierwszych sesji w Australii były do przewidzenia i większość fanów była na nie gotowa. Ale nie wszyscy. Ci, którzy pamiętają Kubicę z przeszłości, mogli przeżyć wczoraj i dziś ciężki szok.

HEJT LEPSZY OD ŻARTU

Na wielu portalach wylała się fala hejtu. Hejtu na wszystko i wszystkich dookoła. Część kibiców nie mogła uwierzyć w to, że Kubica ze swoim niewątpliwie ogromnym talentem zajmuje ostatnie miejsce w stawce w trzech sesjach z rzędu. A hejt jest najłatwiejszy. Nie trzeba myśleć, nie trzeba szukać merytorycznych argumentów, ani analizować. Hejt jest prosty. Wystarczy się wyładować poprzez obrażanie wszystkich po kolei.

Pod niektórymi artykułami dostawało się samemu Kubicy. Jedni pisali, że Robert już dawno powinien przejść na emeryturę, drudzy, że się nie nadaje itd. Żadna z tych osób nie wzięła jednak pod uwagę, że w takim samym samochodzie żadnych wyników nie osiągnęliby najlepsi, jak choćby Lewis Hamilton, czy Sebastian Vettel. FW42 jest na ten moment bolidem wyraźnie odstającym od reszty i umiejętności zawodników nic tu nie pomogą.

Dostało się też Orlenowi. Kolejni internetowi eksperci stwierdzili, że polski koncern jest pośmiewiskiem, bo wsparł Williamsa ciężkimi milionami, a teraz samochód z tymi logotypami jedzie na szarym końcu. Ludzie ci nie rozumieją, że zwrot z tych reklam będzie i tak kilkukrotnie wyższy, niż wkład w całą akcję. Orlen prawdopodobnie ubił interes życia, bo ma wyeksponowane swoje logo w najbardziej prestiżowej serii wyścigowej świata. Miliony wsparcia dla Kubicy i Williamsa wydają się i tak śmiesznie niską ceną za taki program promocji marki na całym świecie.

Rykoszetem oberwaliśmy także my. Wszystko dlatego, że ośmieliliśmy się zażartować z obecnej formy Williamsa. Nie było w tym oczywiście żadnej złośliwości, umniejszania talentu kierowców Williamsa, czy też żadnego ataku na zespół. Niestety, kolejny raz okazało się, że żarty są niemodne. Lepiej zamilczeć? Przeżywać w smutku weekend Grand Prix Australii i przejmować się kwestiami, na które nie mamy kompletnie żadnego wpływu? Lepiej zażartować i w spokoju poczekać na rozwój sytuacji, czy hejtować i obrażać wszystkich po kolei? Niestety. Większość postanowiła na to drugie rozwiązanie.

F1: Druzgocące statystyki Williamsa

POTRZEBA SPOKOJU

Polsko-polska wojna będzie trwała i ten tekst nie ma prawa tego zmienić. Internet daje możliwość komentowania i wyrażania własnego zdania na każdy temat a to musi wiązać się również z negatywnymi komentarzami. Znajdą się tacy, którzy praktycznie bez żadnej wiedzy na temat tego sportu będą skazywać Kubicę na wygnanie i ogłaszać całemu światu, że on się już nie nadaje. Z pozycji fotela, czy kanapy przed telewizorem bardzo łatwo głosi się swoje opinie i werdykty. Wydaje się nam, że wiemy lepiej. Że mamy prawo powiedzieć komukolwiek, że się nie nadaje do tego, czy tamtego, że robi coś źle. Praktycznie bez żadnej wiedzy wewnętrznej i bez znajomości realiów wydajemy werdykty, osądy.

Czy Robert Kubica będzie jutro ostatni? Istnieje taka możliwość. Możliwe jest nawet, że nie ukończy tego wyścigu i jego duże umiejętności nie będą miały tutaj znaczenia. Może być też tak, że w Australii zapanuje chaos, a opanowany Kubica wskoczy nawet do punktowanej dziesiątki. Ale w najbliższym czasie Kubica nie będzie wygrywał, nie będzie stawał na podium, bo w obecnym zespole nie ma takiej możliwości. Powinniśmy się cieszyć, że po latach przerwy znów mamy swojego człowieka w Formule 1. Dajmy się cieszyć tym powrotem samemu Robertowi, dajmy Williamsowi pracować w spokoju.

Czasami zachowujemy się tak, jakby Williams robił nam na złość swoimi wynikami. Mamy Kubicę w F1, a oni nie posiadają samochodu zdolnego do zwycięstw, czy też walki o podium. W takiej sytuacji najlepiej jest obrażać i wyzywać, ale postawmy się czasami w roli drugiej osoby. Żaden członek ekipy Williamsa nie jest zadowolony z FW42. Oni też chcą, żeby było lepiej i starają się poprawić swój bolid. Jest nam ich po części szkoda. O poprawę starają się też George Russell i Robert Kubica. Wszyscy tam chcą, żeby było lepiej, żeby pojawiły się jakieś fajne chwile, fajne wyniki. Ale do tego potrzeba czasu, spokoju, chłodnej głowy. I my, kibice, powinniśmy się trochę uspokoić. Tak czy inaczej, nie mamy wpływu na to co się dzieje w zespole z Grove. Po co więc toczyć po raz kolejny tę polsko-polską wojnę?

Przeczytaj również

Redakcja WRC News

Redakcja WRC News