Niedoskonałość polskiego prawa bądź opieszałość policji naświetlił niedawno jeden z kierowców, który swoim wideorejestratorem sfilmował jazdę kompletnie pijanego kierowcy. Pijak okazał się jednak bezkarny.
Do zdarzenia na filmie poniżej doszło 22 grudnia w Lipie (woj. podkarpackie). Autor nagrania wracając do domu natrafił na wolno jadący samochód (według jego szacunków ok. 20 km/godz.). Szybko okazało się, że to nie jest niedzielny kierowca.
Prowadzący jechał zygzakiem. Wielokrotnie przekraczał ciągłą linię i wjeżdżał na przeciwległy pas jezdni. Autor nagrania pojechał z nim na jego posesję i zadzwonił na policję. Ta po przyjeździe stwierdziła jednak, że nic nie może zrobić, ponieważ podejrzany zaszył się w domu i przez okno śmiał się wszystkim w twarz.
Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że wyjście z domu oznaczałoby konieczność poddania się badaniu na obecność alkoholu w organizmie. Wydaje się jednak, że funkcjonariusze, gdyby naprawdę chcieli, to mogliby znaleźć przesłankę do wkroczenia do mieszkania podejrzanego.
Nie pomogło także zgłoszenie sprawy w następny dzień. Autor nagrania usłyszał, że nikt już nie udowodni potencjalnemu pijanemu kierowcy, że w tamtym momencie był nietrzeźwy. Jedyne co, to mogą mu wlepić mandat za stwarzanie zagrożenia swoją jazdą slalomem.
Pomijając nieco zadziwiający brak zaangażowania policji, warto wyciągnąć wnioski z takiej sytuacji. Być może nagrywającemu udałoby się skutecznie zmusić do odpowiedzialności podejrzanego kierowcę, gdyby zadzwonił na policję od razu.