Pierwsze dwa treningi przed Grand Prix Australii pokazały, że Williams znacząco odstaje od reszty stawki. Istnieje duże ryzyko, że wolne bolidy zespołu mogą załapać się na zasadę 107%, która eliminuje z wyścigu najwolniejszych kierowców.
Robert Kubica stracił do lidera w pierwszym treningu 4,3 sekundy, natomiast George Russel ponad 5 sekund. Jeżeli chodzi o Polaka, w drugim treningi wciąż jego czas był gorszy o nieco ponad 4 sekundy.
Biorąc pod uwagę, że był to trening, w którym takie zespoły jak Mercedes, Ferrari czy Red Bull nie dawały z siebie wszystkiego, należy się spodziewać, że w kwalifikacjach będą miały znacznie szybsze tempo. Wówczas może zadziałać zasada 107%.
Przepis mówi, że jeżeli zawodnik w kwalifikacjach uzyska czas gorszy niż 107% zdobywcy najlepszego rezultatu (zdobywcy pole position) z zasady nie kwalifikuje się do wyścigu. Tym samym jeśli w kwalifikacjach Williams uzyska w sobotę czas gorszy o około 6 sekund, to może zostać niedopuszczony do wyścigu.
Bernie Ecclestone swego czasu jasno powiedział, że Formuła jest najlepsza i nie potrzebuje kogoś, kto nie jest najlepszy, a każdy zorganizowany zespół jest w stanie osiągnąć te 107%. Od kiedy przepis ten wszedł ponownie w życie, czyli od 2011 roku, zasada ta została złamana aż 30 razy.
Z racji tego, iż każdy przypadek rozpatrywany jest indywidualne, tylko cztery razy sędziowie nie dopuścili warunkowo zespołu do wyścigu. W teorii za uzyskany czas w treningu zespół może otrzymać takie warunkowe pozwolenie. Nie wiadomo jednak, jak do sprawy podejdą sędziowie.
Mając na uwadze z jakimi problemami zmagają się bolidy Williamsa, decyzja można być każda. Zwłaszcza, że sam Robert Kubica mówi wprost, że zespół nie ma dużo części zapasowych i w grę wchodzą jedynie naprawy.