Niemcy to naród perfekcjonistycznych nudziarzy. Tak przynajmniej głosi stereotyp. Ale tym samochodem nasi zachodni sąsiedzi pokazują, że potrafią wyjść poza schemat i dostarczyć coś, co balansuje na granicy głupoty i geniuszu. Coś, czego świat motoryzacji nie widział od czasów Fiata Multipli albo Nissana Juke’a. Proszę państwa, oto Volkswagen T-Roc w wersji cabrio.
Kiedy myślę o jakichś szalonych produktach wywodzących się z kraju Schopenhauera i Nietzschego, na myśl przychodzi mi tylko muzyka Rammsteina. Niby ostra, nietuzinkowa i idąca pod prąd, ale jednak wpisująca się w pewne ramy gatunkowe. Profanacyjne treści lansowane przez niemieckich muzyków są na tyle wykalkulowane, że przyjmujemy je za część konwencji i przechodzimy nad nimi do porządku dziennego. Dla mnie to trochę za mało, żeby powiedzieć, że ktoś „poszedł po bandzie”.
Ale teraz mam już przykład niemieckiej ekstrawagancji
Zapowiedź VW T-Roca w wersji cabrio pokazuje, że można szokować bez epatowania wulgarnymi treściami. Wystarczy dostarczyć coś, co wymyka się wszelkim ramom gatunkowym i pozostawia nas na długo z wyrazem niedowierzania na twarzy. Kabriolet T-Roc jest tak pokracznie dziwny, że można by nim obwozić wycieczki po terenie Parku Jurajskiego. Ciągle nie jestem w stanie ocenić, czy mi się to podoba czy nie.
Nowy wynalazek ze stajni Volkswagena ma oferować 1-litrowy trzycylindrowy silnik o mocy 114 koni, a także 1,5-litrowy czterocylindrowy silnik o mocy 148 koni. Do wyboru będzie 6-biegowa skrzynia manualna oraz 7-biegowy automat. Do tego dojdzie cała masa gadżetów i dodatków, które są tak bardzo pożądane przez użytkowników SUV-ów i crossoverów. Największym z nich będzie oczywiście elektrycznie składający się dach. Bo przypomnę, że to jest kabriolet!
Crossover bez dachu zastąpi miejski samochód
Niedawno ogłoszono, że niemiecki koncern kończy produkcję popularnego Volkswagena Beetle. Ten miejski samochodzik nie budził we mnie większej ekscytacji, ale przyznam, że wersja cabrio podoba mi się do tej pory.
Skoro jednak Beetle’a dłużej nie będzie, to koncern VAG-a musiał wypełnić lukę w swojej ofercie innym samochodem bez dachu. To znaczy nie musiał, bo na przykład Japończycy mają gdzieś kabriolety już od długiego czasu, ale Niemcy postanowili jednak inaczej.
I tak powstał samochód będący paradoksem na kółkach. Z jednej strony T-Roc jest mocno niekonwencjonalny, z drugiej – powstał przecież w wyniku analiz tabelek z Excela, które wskazują, że SUV-y i crossovery to najlepiej sprzedające się auta. Niemcy najwyraźniej uznali, że największą wadą dotychczasowych kabrioletów był fakt, że nie można było z nich spoglądać na inne auta z góry. Teraz już będzie można.
Mam ochotę puścić pawia i wyskoczyć nim w trasę jednocześnie
No dobrze, może i nowy wynalazek Volkswagena nie idzie aż tak bardzo pod prąd, bo mieliśmy wcześniej chociażby niszowego Range Rovera Evoque w wersji bez dachu. T-Roc będzie jednak mniejszy i cenowo bardziej przystępny. Wygląda on trochę tak, jakby do normalnego kabrioletu ktoś założył sprężyny podwyższające.
Ale z drugiej strony, pewnie otrzymamy bardzo komfortowy samochód do lansu, którym będziemy mogli pokonywać nie tylko asfaltowe trasy, ale też wyskoczyć w łagodny teren i pobujać się po drodze usłanej korzeniami drzew. Samochód może dostarczyć więc sporo frajdy, szczególnie jeśli wybierzemy mocniejszą wersję. Ale nie będzie to tania zabawa. Obecnie zadaszony T-Roc z silnikiem 1,5 TSI kosztuje około 100 tys. zł. Wersja otwarta zostanie zaprezentowana we Frankfurcie, a na wiosnę ma trafić do salonów.
Jeśli te SUV-y nie przekonają do siebie sceptyków, to już nic ich nie przekona