Niesamowite, urocze, wywołujące uśmiech na twarzy – tak można określić działania amerykańskich szpitali, w których mali pacjenci wożeni są na sale operacyjne miniaturowymi Audi TT, Mercedesami AMG i VW Beetle. Stylowe dojeżdżanie na salę operacyjną ma im pomóc złagodzić strach i lęk. Ciekawe, jak antysamochodowi aktywiści zareagowaliby w Polsce?
Umówmy się: szpitale nie należą do szczególnie przyjemnych miejsc. Szpitale dziecięce tym bardziej. Dlatego każda inicjatywa, która wprowadza w tego typu miejsca powiew optymizmu i radości jest na wagę złota. Amerykanie zdają się wiedzieć o tym dobrze.
Prawie jak pełnoprawne fury
W ubiegłym miesiącu zarządcy Uniwersytetu Coopera w stanie New Jersey, we współpracy z lokalnym dilerem samochodowym, wprowadzili do swojej lecznicy ciekawy środek transportu dla dzieci – miniaturowe repliki stylowych samochodów.
Auta dla dzieci są nie tylko bliźniaczo podobne do swoich pełnogabarytowych odpowiedników, ale mają także część ich funkcjonalności. Pojazdy są wyposażone w stereo, które ma wiele fabrycznie załadowanych piosenek, a także odtwarzacz MP3. Ponadto samochody mają działające reflektory, tylne światła, podświetlenie deski rozdzielczej, a także działające drzwi, pasy bezpieczeństwa i klakson.
Trzy miniaturowe, zasilane na baterie pojazdy – VW Beetle, Mercedes AMG i Audi TT – wożą małych pacjentów na sale operacyjne. Samochody mogą być prowadzone bezpośrednio przez dzieci lub zdalnie przy pomocy pilota. Pojazdy są używane zawsze pod nadzorem personelu.
Co ważne, to naprawdę działa
– Przebywanie w szpitalu jest przerażające dla dzieci – mówi Matthew Moront, kierownik oddziału chirurgii dziecięcej w Cooper. – Każdy sposób, w jaki możemy złagodzić lęk i strach dzieci, pomaga im szybciej dochodzić do zdrowia. Te samochody będą ważnym narzędziem pomagającym nam to osiągnąć – dodaje lekarz.
Szpital w New Jersey nie jest pierwszym, który wpadł na ten pomysł, ponieważ wcześniej identyczne rozwiązania wprowadzono m.in. w Kalifornii i San Diego.
Doctors Medical Center w Kalifornii od pewnego czasu oferuje swoim najmłodszym pacjentom czarnego Mercedesa i różowego VW Beetle – pierwszy został zakupiony przez szpital, a drugi został podarowany w prezencie. Z kolei lecznica w San Diego dysponuje Mercedesem, BMW i Lamborghini. Wszystkie są oczywiście miniaturowe.
Obowiązkowe foteliki samochodowe z alarmem. Rodzicie już nie zostawią dziecka w aucie
Pracownicy szpitala w Kalifornii przekonują, że po wprowadzeniu samochodów zauważono natychmiastową różnicę nastroju u małych pacjentów. Mając okazję przejechać się fajnym autem, dzieci skutecznie zapominają o lęku przed operacją. Miniaturowe auta działają także uspokajająco na samych rodziców.
Czekamy na taką inicjatywę w Polsce
New Jersey, Kalifornia, San Diego – to niektóre przykłady ze Stanów Zjednoczonych. Ale podobne rozwiązania zastosowały także szpitale we Francji i Anglii. Nie słyszałem natomiast, żeby taka inicjatywa miała miejsce w Polsce. A gdyby tak było, to ciekawe czy wszędzie spotkałaby się z entuzjazmem?
Ostatnio widzimy coraz większą nagonkę na kierowców. Bo kierowcy przekraczają prędkość, bo utrudniają życie pieszym i rowerzystom, bo zatruwają środowisko i zajmują przestrzeń w miastach. Z kolei wsadzanie dzieci do miniaturowych samochodów można by zinterpretować tak, że szpitale od najmłodszych lat zaszczepiają u nich podświadomą miłość do samochodów. I kiedy te dzieci dorosną, to nie będą chciały jeździć rowerami czy autobusami. Będą marzyć o Audi RS, Mercedesie AMG albo Volkswagenie GTi. Zgroza!
Powyższe przykłady pokazują, że motoryzacja nie jest jednak taka zła, jak niektórzy ją malują. Ciekaw jestem czy w kraju nad Wisłą ktoś byłby w stanie publicznie oprotestować taką inicjatywę. Ale żeby się przekonać, najpierw jakiś szpital musi się dogadać z jakimś dilerem samochodowym. Czekamy!
Nowa twarz w Sejmie chce zniesienia zakazu, który zabrania pieszym wtargnięcia na jezdnię