Najpierw chcesz się w ogóle pojawić w Formule 1, kolejnym celem jest ugruntowanie pozycji w tym świecie, a później jest nim zdobycie mistrzostwa świata lub dołączenie do ekipy Ferrari – to słowa Roberta Kubicy wypowiedziane w podcaście dla oficjalnego serwisu F1. Okazuje się, że Robert (poniekąd) zrealizował trzy z czterech wymienionych elementów układanki.
Co prawda nigdy nie zdobył tytułu, ale kontrakt z Ferrari na sezon 2012 leżał już na stole. Gdyby nie feralne wydarzenia z lutego 2011, sprawa mistrzostwa świata mogła stać otworem, choć trzeba uczciwie przyznać, że na początku tej dekady forma ekipy Red Bull Racing była poza orbitą konkurencji. Sebastian Vettel i arcydzieła Adriana Newey’a zawładnęli światem królowej motorsportu.
Ale od początku – Kubica w wywiadzie dla oficjalnego serwisu F1 potwierdził, że przed wypadkiem na Rajdzie Ronde di Andora podpisał kontrakt z legendą Formuły 1 – zespołem Ferrari. Po drugiej stronie parafkę miał złożyć Stefano Domenicali – ówczesny szef teamu z Maranello.
Oczywiście zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami sezon 2011 RK dokończyłby z zespołem z Enstone, ale już od 2012 roku byłby (prawdopodobnie) zespołowym kolegą Fernando Alonso. To mógłby być prawdziwy dream team, co do tego nie mamy żadnych wątpliwości.
Było bardzo ciężko. Walczyłem, miałem trudny okres. Czas upływał i co najgorsze nadzieja na pewne rzeczy powoli gasła. Były chwile, gdy zdrowie ulegało znacznej poprawie, ale zaraz potem pojawiały się momenty, gdy poszczególne operacje nie przynosiły efektów i cofałem się o jakieś pół roku. To było ciężkie, choć najtrudniejszy był do pogodzenia fakt, że mogłem się ścigać w Ferrari.
Co ciekawe z finansowego punktu widzenia dla Kubicy byłby to krok wstecz, bowiem w Maranello miałby zarabiać mniej niż w Renault, ale umówmy się – Ferrari jest jak Real Madryt – takich propozycji po prostu nie odrzuca się. Ech, co by było, gdyby..
Do meczu Anglia – Chorwacja została jeszcze godzina. Akurat, żeby w spokoju posłuchać wspomnianego podcastu. Smacznego!