W Polsce walka z zanieczyszczonym powietrzem odbywa się tylko w mediach i na urzędniczych kartkach papieru. Nigdzie indziej, a już na pewno nie tak gdzie powinna, a więc na ulicach. Posiadasz silnik diesla, który mocno kopci? Spokojnie, nie masz się czego bać. Okazuje się, że nawet funkcjonariuszom nie chce się tego kontrolować w trakcie akcji SMOG.
Diesel zanieczyszcza powietrze? Oj tam, oj tam
Raport Najwyższej Izby Kontroli jest wręcz druzgocący dla polskiej policji. Ujmując to na początku dość lekko, to dowiadujemy się, że wszelkie kontrole nie zapewniały eliminowania z ruchu drogowego kopciuchów. Były one rzadkie, niesystematyczne, a gdy już się odbywały to przez funkcjonariuszy nieposiadających odpowiedniego przeszkolenia.
Całkowitym hitem jest jednak to, że do oceny zanieczyszczeń spalin sporadycznie wykorzystywany jest posiadany sprzęt pomiarowy! A gdy już któremuś policjantowi zechciało się wyciągać z bagażnika cały sprzęt, był on zazwyczaj wcześniej nie poddany obowiązkowej, okresowej kalibracji.
W trakcie słynnych w Polsce działań policji pod kryptonimem ”Akcja SMOG” sporadycznie wykorzystywano sprzęt pomiarowy. Wychodzi więc zatem, że działania są prowadzone… na oko. A przecież bez użycia takiego sprzętu funkcjonariusze mogą jedynie sprawdzić wycieki paliwa lub oleju, czy stan układu wydechowego. Czyli coś, co możemy tak naprawdę zrobić sami i wiadomo, że gdy jest coś nie tak trzeba udać się do warsztatu.
Policyjny kabaret trwa w najlepsze!
W trakcie prowadzonych akcji SMOG w tak dużych miastach jak w Warszawie i Łodzi tylko od 4 do 7 proc. kontroli wykonano z użyciem analizatorów spalin lub dymomierzy. Z raportu NIK wynika, że były takie dni w ramach akcji, na które policjanci w ogóle nie zabierali analizatorów spalin i dymomierzy. Znaleziono także takie dni na które sprzęt pomiarowy zabrali, ale go nie używali.
Wniosek płynie tylko jeden. Informacja policji o efektywności tych kontroli, z uwagi na niewykorzystywanie urządzeń pomiarowych, wprowadzają w błąd i prowadzą do niewłaściwych wniosków.