Kilku posłów z Platformy Obywatelskiej oraz z Sojuszu Lewicy Demokratycznej złożyło interpelację, aby zmniejszyć dopuszczalną prędkość na polskich drogach w czasie pandemii koronawirusa. Cel ma być tego jeden – odciążenie służb medycznych od niepotrzebnych zdarzeń drogowych.
Choć ruch na polskich drogach znacząco wyhamował, to jednak sprzyja to do szybszej jazdy. Statystki od momentu wprowadzenia pierwszych obostrzeń są raz, że zaskakujące, a dwa – przerażające.
W dniach od 1 do 21 stycznia było w Polsce 1287 wypadków, w których śmierć poniosło 107 osób, a rannych zostało 1450 osób. W tych samych dniach kwietnia wypadków było o połowę mniej (659), w związku z mniejszym ruchem, lecz zginęły aż 123. Patrząc natomiast na rok ubiegły wypadków było 1609, a zabitych 144.
To pokazuje, że puste drogi sprzyjają do szybkiej jazdy. Z kolei szybka jazda wpływa na to, że wypadki do których dochodzi są znacznie bardziej poważne w konsekwencjach.
Polacy będą jeździć 30 km/h po mieście?
Posłowie chcą, aby w czasie panującej pandemii koronawirusa zmniejszyć dopuszczalne prędkości. Do jakich prędkości? Tego nie zaznaczono. Dla przykładu w Niemczech deputowani chcą wprowadzenia limitu: 30 km/h w terenie zabudowanym, 70 km/h poza nim i do 100 km/h na autostradach.
Podobnie jak u naszych sąsiadów, tak i u nas, wciąż nie ma odpowiedzi na złożoną interpelację.
Tak kopci diesel w Rudzie Śląskiej. Eksperci, co tutaj się stało?