W Goczałkowicach-Zdroju na jednym z tamtejszych skrzyżowań młody kierowca tira czekając na zielone światło przeszedł zawał serca. Kilkutonowy pojazd zaczął się nagle toczyć po drodze. Na pomoc rzucił się jeden ze świadków, ale tylko w kwestii zatrzymania pojazdu.
37-latek pozostał w kabinie i nikt mu nie pomógł, próbując go reanimować i ratować jego życie. Wszyscy obawiali się, że mężczyzna może chorować na koronawirusa. Po przyjeździe na miejsce karetki okazało się, że doszło do nagłego zatrzymanie krążenia krwi. Na miejscu pojawił się również śmigłowiec LPR. Przez niemal godzinę służby medyczne próbowały przywrócić czynności życiowe, lecz bezskutecznie.
Sytuacja na śląsku zakończyła się tragicznie. Pokazuje ono, jak w dzisiejszych czasach może wyglądać pomoc innych osób w podobnych przypadkach. Niestety – co zrozumiałe – własne zdrowie i życie staje się priorytetowe, a niesienie pomocy potrzebujących budzi ogromny strach i lęk.