Nicholas Latifi nie uważa się za kierowcę, który kupił sobie starty w Formule 1 za pieniądze swojego ojca. Jakby tego było mało ten niemal stał się ”właścicielem” zespołu Williams, zabezpieczając go finansowo po tym, jak popadł w tarapaty finansowe.
Wielu kierowców Formuły 1 starszej daty uważa, że wszystko zmierza w złą stronę, jeżeli chodzi o sytuację w tym motosporcie. Obecnie nie liczy się talent i umiejętności kierowców, a grubość portfela z jakim wchodzi się do F1.
Mocno skrytykował to m.in. Sebastian Vettel w ostatnim czasie. Gdy miejsce w stawce najlepszych kierowców opuścił Nico Hulkenberg wyraźnie powiedział, co myśli o tym, że dla takiego zawodnika nie ma miejsce w stawce F1.
Nicholas Latif: Tak to może wyglądać, biorąc pod uwagę z jakiej rodziny pochodzę, jakie jest tło całej sprawy. Rzeczywistość jest taka, że motorsport jest kosztowny. Aby się ścigać, trzeba współfinansować swoje starty. Trzeba posiadać wsparcie rodziny, sponsorów prywatnych czy też mieć za sobą jakieś korporacje. Niezależnie od źródła, te pieniądze muszą się skądś znaleźć. Formuła 1 po to wprowadziła system superlicencji, aby była to skuteczna bariera. Taka, która nie pozwala wejść do F1 przypadkowym osobom. Mi się udało zdobyć odpowiednią liczbę punktów, zdobyłem superlicencję, więc zasługuję na miejsce w F1.
Kanadyjski kierowca będzie musiał teraz udowodnić, że naprawdę zasługuje na miejsce w stawce kierowców Formuły 1. Nicholas Latifi będzie miał jednak niezwykle trudne zadanie, jeżdżą jako kierowca Williamsa.