CBA, jak sama nazwa mówi, powstało po to, aby wykluczyć z wielu obszarów korupcję. Zwłaszcza w aspekcie przetargów, gdzie najczęściej dochodziło do forsowania jednej ze stron. Teraz jednak samo CBA znalazło się pod ostrzałem mediów, w związku z własnym przetargiem.
Chodzi o przetarg na zakup luksusowego samochodu terenowego dla Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Jak wynika jednak z opisu przedmiotu zamówienia tylko jeden samochód dostępny na rynku spełniał te wymagania. A było ich sporo, bo zmieściły się aż na 29 stronach.
Zainteresowanie wielu producentów było duże, gdyż pojawiło się wiele zapytań o potencjalne odstępstwa. Wszystko skończyło się jednak na tym, że pojawiły się tylko trzy oferty, a wszystkie na jeden możliwy model samochodu – Land Rover Defender.
CBA wie jaki chce luksusowy samochód?
Tylko jedna oferta w pełni spełnia wymagania i została wyceniona na 343 729 zł. Pozostałe dwie mają pewne niespójności w kwestii tzw. „Snorkela” i mocy silnika. Narodziło się jednak naturalnie pytanie, po co i dla kogo taki pojazd. Zwłaszcza że nie jest to samochód operacyjny, bowiem takie pojazdy kupowane są w przetargu tajnym.
TVN24 chciało uzyskać informację w tym temacie, ale otrzymało bardzo pobieżną informację – ”Auto nigdy nie miało być wykorzystywane przez szefa. Będzie miało inne zastosowania, ale nie ujawnimy jakie”. Były pracownik CBA przyznał z kolei, że nie widzi innego zastosowanie tego pojazdu, niż tzw. 'luksusowa taksówka’.
– Poważny aspekt sprawy polega na tym, że wygląda tak, jakby piszący warunki zamówienia wskazał z góry wygranego. To praktyka, którą CBA jeszcze kilka lat temu aktywnie zwalczało w administracji publicznej. Niepoważne, że wygląda, jakby ktoś chciał spełnić sobie marzenie jeżdżenia autem, na które go prywatnie nie stać. Tyle że bawi się za publiczne pieniądze – powiedział dla TVN24 Paweł Wojtunik, który kierował służbą w latach 2009-2015.