Europejska Komisja Gospodarcza Organizacji Narodów Zjednoczonych pracuje nad ważnymi procedurami testowania opon, które osiągnęły dopuszczalny poziom zużycia. Tworzony na tej podstawie ranking ma pokazywać rzetelniejszy obraz wydajności ogumienia.
Obecnie bada się jedynie parametry nowych opon. Jednak wraz z użytkowaniem ta charakterystyka się zmienia. W praktyce użytkownika powinno interesować, na co stać oponę po sezonie lub kilku latach. Często bywa tak, że przedwcześnie sięgamy do kieszeni po nowy komplet ogumienia, podczas gdy produkty niektórych producentów gwarantują świetne właściwości nawet przy bieżniku o głębokości 1,6 milimetra (prawne minimum).
Testy opon używanych mają odbywać się w identycznych warunkach jak ma to miejsce w przypadku nowych egzemplarzy. Ma to być mokry asfalt z warstwą wody o grubości 1 mm z prędkości 80 do 20 km/godz. Zdaniem ekspertów takie warunki są najlepszym odzwierciedleniem sytuacji, z którymi spotykają się kierowcy w Europie. Wręcz nieco zawyżonym, bo zazwyczaj warstwa wody wynosi poniżej 1 mm, a badania wskazują że w 90% wypadków prędkość pojazdu wynosiła mniej niż 80 km/godz.
Wygranym takich rankingów może być i tak światowy lider branży – Michelin. Francuski producent tworzy swoje opony zgodnie ze strategią LLP (Long Lasting Performance), mającą zapewniać skuteczność przez cały okres życia opony. Choć wydajność hamowania na mokrej nawierzchni z czasem musi spaść, to jednak Michelin dobiera warstwy mieszanek w ten sposób, aby można było bezpiecznie jeździć nawet poniżej prawnego minimum głębokości bieżnika. To oczywiście zasługa opracowywania i wdrażania nowych technologii, na czym wielu wytwórców po prostu oszczędza.
Produkty konkurencji w wielu przypadkach mogą stracić swoje główne atuty już po dotarciu do okolic 4 milimetrów. Poniżej tej wartości realny styk opony z asfaltem na mokrej nawierzchni może być już znikomy, a to rodzi niebezpieczeństwo. Z biznesowego punktu widzenia ma to nawet jakiś sens. W wielu dziedzinach przemysłu tworzy się produkty, które szybko się zużywają lub psują. Konsument musi go wymienić lub naprawić, a to generuje pożądany obrót.
Jednak w przypadku ogumienia jest to nie do końca pozytywna praktyka ze względu na ekologię. Michelin wylicza, że wydłużenie eksploatacji jednego kompletu ogumienia umożliwi ograniczenie produkcji nawet o 128 milionów opon rocznie w samej Europie. To zaś przełoży się na zmniejszenie emisji dwutlenku węgla o 6,6 mln ton. Pamiętajmy przy tym, że trująca dla środowiska bywa też utylizacja opon, której mogłoby być po prostu mniej. Także w tym przypadku Michelin jest ekologicznym pionierem, ponieważ sporo inwestuje w rozwój technologii, pozwalający na wykorzystywanie produktów biodegradowalnych.
To po części napawa optymizmem, ponieważ największy gracz w tym przemyśle nie patrzy jedynie wpływy finansowe, ale bierze na swoje barki odpowiedzialność za środowisko. Jeśli pozostali także pójdą tą drogą to statystycznie w kieszeniach konsumentów także zostanie więcej pieniędzy. Zdaniem Michelin na całym świecie przedwcześnie wydaje się nawet 6,9 mld euro rocznie (ok. 30 miliardów złotych) na kolejny komplet opon.