Co wspólnego mają ze sobą: pijany Kamil Durczok, reklamy na Facebooku i pojazdy autonomiczne? Prawdopodobnie nic, ale i tak postaramy się udowodnić, że jest inaczej.
Nie milkną komentarze na temat szokującej kolizji Kamila Durczoka, który jadąc po pijaku swoim BMW X6 wbił się w pachołki na autostradzie niczym dzika kuna w agrest.
Ostatnie doniesienia serwisów plotkarskich mówią o tym, że na pokładzie X6 razem z dziennikarzem znajdował się jego pies – owczarek Dymitr.
Naszą redakcję bardziej w przytoczonych rewelacjach zainteresował jednak fakt, że w treści artykułu – oprócz zdjęć z Facebooka i Instagrama – ulokowano reklamę alkomatów. Wolimy nie sądzić, że to celowa złośliwość ze strony redaktorów serwisu, a jedynie fakt, że Google samodzielnie, w znany tylko sobie sposób, dopasował reklamę do treści artykułu.
Co ciekawe, tylko 2 z 6 alkomatów zaliczyłyby „test Durczoka”, bo w pozostałych skala kończy się na dwóch promilach.
Hasło „wpadki dziennikarzy” nabrało szerokiego znaczenia
Reklama alkomatów skłoniła połowę naszej redakcji do kilku głębszych… przemyśleń na temat tego, jak dużo Facebook i Google tak naprawdę o nas wiedzą.
Przed napisaniem tego tekstu upewniliśmy się, że nie popełniamy błędu innego cenionego dziennikarza – Tomasza Lisa – który swego czasu skarżył się na Twitterze, że jeden z „PiS-owskich portali” wyświetla reklamy z ukraińskimi dziewczętami do towarzystwa.
Dopiero internauci oświecili Pana Tomasza (który nomen omen sam jest wydawcą znanego portalu internetowego), że są to reklamy „śledzące”, a więc dopasowujące treść do historii przeglądarki w komputerze.
Oczywiście w ślad za tweetem Lisa poszła cała seria artykułów do internetu – mniej więcej w takiej samej skali, jak dzisiaj pisze się o Durczoku.
Ciekawa reklama na PIS-owskim portalu niezależna.pl pic.twitter.com/OkZCsAIsod
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) August 26, 2016
Swoją drogą wielki szacun dla Pana Tomasza, że pomimo tak kompromitującej wpadki, swojego tweeta nigdy nie usunął.
Facebook mnie podsłuchuje i w niczym mi to nie pomaga
Wracając do alkomatów – połowie naszej redakcji wyświetliła się ta sama reklama, więc mało prawdopodobne, żeby była to reklama z cyklu tych „śledzących”… prawda?
Zresztą, jak by nie było, wpływ technologii na nasze życie jest dzisiaj ogromny. Reklamy dopasowują się niemal do naszych myśli. Choć Facebook się wypiera, wielu internautów twierdzi, że zainstalowana w naszych smartfonach aplikacja Marka Zuckerbera regularnie nas podsłuchuje, by potem dopasowywać reklamy pod to, co mówiliśmy. I być może faktycznie to prawda, choć system na pewno nie jest doskonały: od miesiąca gadam o poduszkach silnika do Hondy Civic i jakoś żadnej do sprzedania jeszcze nie znalazłem.
Ale niewinne reklamy to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Chińczycy pracują nad samochodem, który będzie nam dopasowywał do naszych preferencji restauracje mijane po drodze. A później te i inne zebrane o nas informacje zapewne prześle na chińskie serwery.
Dzisiaj wszystko musi być „smart”, dopasowane i spersonalizowane pod każdym względem do potrzeb użytkownika. I musi wyręczać leniwego człowieka, tak jak BMW X6 przez większość drogi wyręczało Kamila Durczoka.
Czy to już czas na pojazdy autonomiczne?
Pytanie z cyklu socjologicznych przemyśleń: czy wprowadzenie pojazdów autonomicznych zwiększy bezpieczeństwo na drogach, czy spowoduje, że jeszcze więcej pijanych kierowców wyjedzie na ulice? A może spopularyzuje uprawianie seksu na autopilocie?
W sieci można natknąć się na analizy, według których BMW X6 Kamila Durczoka było pojazdem niemal w pełni zautomatyzowanym. Mówiąc inaczej, fotele grzejące tyłek podczas jazdy to zaledwie mały promil (hehe) gadżetów, które skrywa fura za minimum 350 tys. zł.
Mówimy tutaj o nowoczesnych rozwiązaniach asystujących kierowcy: aktywnym regulatorze prędkości, systemie zapobiegającym zjeżdżaniu z pasa ruchu, systemie ostrzegania przed wtargnięciem pieszego… Tego typu samochód to nie Polonez Caro bez wspomagania kierownicy, ale inteligentna maszyna, która odwala połowę roboty za kierowcę. No właśnie, tylko połowę.
Inteligentne BMW pozwoliło dojechać dziennikarzowi znad morza do Piotrkowa Trybunalskiego. Po przejechaniu 370 km inteligentny system BMW w końcu „wyłożył się” na remontowanej drodze. W momencie, gdy powinien interweniować refleks kierowcy, odurzony alkoholem umysł nie zdążył zareagować.
Czy gdyby pojazd był w pełni autonomiczny, to dziennikarz dojechałby na miejsce bezpiecznie? A może gdyby pojazd w ogóle nie był zautomatyzowany, to pijany kierowca nie wsiadłby do niego w pierwszej kolejności? Pytanie pozostawiam otwarte.
Po tym raporcie nie ma wątpliwości. System poboru opłat na autostradach do zaorania