WRC Motorsport&Beyond

Pewnie nie zauważyłeś, że dzisiaj był pierwszy dzień tygodnia bez samochodu

Dzisiaj mamy dzień 16 września, a wiecie co to znaczy? Pewnie powiecie, że dziś przypada 364. rocznica zwycięstwa wojsk szwedzkich w bitwie pod Żarnowem, ale nie o to mi chodziło. Dziś bowiem zainaugurowano tydzień bez samochodu, czyli Europejski Tydzień Zrównoważonego Transportu. Część z was pomyśli, że to kolejna głupota wymyślona przez Unię Europejską.

I trochę tak jest, bo idea faktycznie została zapoczątkowana przez Unię, a konkretniej przez Komisję Europejską w 2002 r. ETZT każdego roku przypada na dni 16-22 września i jego ideą jest to, aby odkorkować ulice, porzucając podróże samochodami na rzecz komunikacji zbiorowej, rowerów, spacerów i pewnie też hulajnóg.

Jechał na hulajnodze pod prąd, bo zabrakło mu paliwa w busie

Jak idea zrównoważonego transportu sprawdza się w Polsce? Szybki reaserch w Google pokazuje, że wprost wyśmienicie. W Krakowie nieopodal Ikei zderzyły się dzisiaj dwa samochody i kierowcy stali w 9-kilometrowym korku. W Warszawie na Mokotowie wywróciła się karetka i spowodowała ogromne utrudnienia na drogach. Na Autostradowej Obwodnicy Wrocławia również tworzyły się potężne korki wskutek wypadku. Podobnie było na autostradzie A4 w dolnośląskim. A to pewnie tylko mały wycinek sytuacji, gdy kierowcy stali dzisiaj w korkach. Pomyślcie o ile świat byłby piękniejszy, gdybyśmy wszyscy jeździli do pracy na hulajnogach.

90 proc. podróży samochodem to żadna przyjemność

Mówiąc zupełnie poważnie, większość podróży samochodem nie należy do przyjemności, jeśli na co dzień dojeżdżamy nim do pracy. Ciągłe stanie w korkach, gonitwy za zielonym światłem, rozpaczliwe poszukiwanie miejsc parkingowych – gdzie w tym wszystkim przyjemność? Przyjemny może być weekendowy wypad poza miasto albo wycieczka na tor, jeśli akurat mamy na nim czym pojeździć. Ale codzienne podróże do pracy to gehenna złożona z ciągłego wachlowania pedałami i lewarkiem zmiany biegów (chyba, że mamy skrzynię automatyczną, wtedy stanie w korku robi się odrobinę mniej beznadziejne).

Podróżując na co dzień samochodem robimy też wielką krzywdę naszemu organizmowi. Siedząca pozycja za kierownicą często stanowi uzupełnienie dla siedzącej pozycji za biurkiem w pracy. Organizm nie ma ruchu, kręgosłup staje się obciążony, a spożywane w posiłkach kalorie przeobrażają się w pieczołowicie magazynowany tłuszcz. Świadomi szkody, którą sami sobie wyrządzamy, desperacko próbujemy nadrobić ten brak ruchu na siłowni, jeżdżąc na rowerku treningowym lub biegając na bieżni. Nie musielibyśmy tego robić, gdybyśmy dojeżdżali do pracy inaczej niż autem. No chyba, że pracujemy jako przedstawiciel handlowy czy ktoś taki – wtedy auto jest koniecznością.

Pomówmy jeszcze o samochodach w przestrzeni miejskiej. Czy samochody zaparkowane gdzie popadnie, wypełniające niemal każdy metr kwadratowy wolnej przestrzeni, należą do przyjemnego widoku? Być może gdyby po drogach jeździły same Astony i Bentley’e, to jeszcze można byłoby to jakoś przeżyć, ale nie jeżdżą. Aktywiści miejscy mówią na to „samochodoza”.

A jednak auto często jest najwygodniejszą opcją

Ponieważ sam już zaczynam brzmieć jak nawiedzony aktywista, powiem teraz, dlaczego samemu jest mi trudno podróżować inaczej niż autem. Jednym z powodów jest to, że czasem wolę pojechać do pracy w zamkniętej puszcze, niż uspołeczniać się w autobusie z ludźmi, z którymi nie mam często ochoty tego robić. Ostatnio jechałem autobusem o 7 rano obok chłopaka, który zdawał się osuwać na mnie, jakby był bliski utraty przytomności. Innym razem muszę słuchać głośnym rozmów między pasażerami, które mnie nie interesują, albo puszczanej z komórki muzyki, której nie lubię.

Co więcej, dla kogoś, kto zaznał przyjemności podróżowania autem bezpośrednio z punktu A do punktu B, jazda środkami komunikacji miejskiej, która często wymaga przesiadek po drodze, staje się jakąś abstrakcją.

Socjolog: przemysł samochodowy to „kartel narkotykowy”, a miłośnicy aut to „ćpuni”

A na koniec trzeba powiedzieć, że podróż samochodem, nawet stojąc w korkach, często bywa szybsza niż komunikacją miejską. W dobie wiecznego pędu i permanentnego braku czasu, każda oszczędzona minuta jest na wagę złota. W niektórych przypadkach jazda samochodem jest również tańsza.

Celowo nie wspominam o innych formach transportu, bo raczej trudno dojechać do pracy rowerem czy hulajnogą, jeśli ta jest oddalona 20 km od naszego domu. Padający deszcz, śnieg czy palące upały też nie sprzyjają tego typu „zrównoważonym” podróżom.

Jak pozbyć się z dróg nadmiaru samochodów?

Osobiście uważam, że idea Europejskiego Tygodnia Zrównoważonego Transportu jest dobra. Problem w tym, że nie ma ona wielkiego przełożenia na rzeczywistość. Samo wyodrębnienie daty w kalendarzu nie spowoduje, że ludzie dla idei porzucą samochody. Tak samo wprowadzenie kolorowych worków na śmieci nie spowoduje, że nagle wszyscy zaczną segregować.

Aby zachęcić ludzi do zmiany swoich nawyków, trzeba ich czymś zachęcić. Problem w tym, że porzucając samochód dla codziennych podróży komunikacją publiczną, nie dostajemy niczego w zamian. I w ten sposób szczytna idea Komisji Europejskiej przeobraża się w narzędzie, które przysłuży się co najwyżej politykom do celów „pijarowych”. Selfie w autobusie zawsze ociepla wizerunek.

Nowoczesny człowiek nie powinien posiadać domu, mieszkania, samochodu ani nawet roweru