Próba zaistnienia w sieci nagraniem z samochodowego wideorejestratora bywa bardzo zgubna. Przekonał się o tym pewien „szeryf” z Łodzi.
Autor filmu podzielił się swoim nagraniem, bo myślał, że internauci poużywają sobie na kierowcy, z którą miał zatarg. Było jednak zupełnie odwrotnie, bowiem to nagrywający bardziej rozwścieczył publikę.
Co poszło nie tak?
Film rozpoczyna się na ul. Magazynowej w Łodzi. Autor nagrania skręca w lewo w Fabryczną i nagle zwalnia. Chwilę potem drogę zajeżdża mu Skoda Rapid i dochodzi do przepychanek obu kierowców. Nagrywający twierdzi, że „skodziarz” zarzucił mu niesłusznie zajechanie drogi. Internauci zwracają jednak uwagę na jego celowe hamowanie po – jak można się domyślić – trąbieniu przez prowadzącego Rapida, któremu faktycznie mógł wryć się przed maskę.
Gdy kierowca Skody zaczyna gdzieś dzwonić, nagrywający ulatnia się z miejsca. Rapid dogania go już na ul. Kilińskiego. Ociera się przy tym o niego zderzakiem i odjeżdża dalej. – Nie jechałem za nim, bo miałem nagranie – opisał autor filmu. Sprawą zajmuje się teraz Wydział do spraw przestępstw w ruchu drogowym Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. Ciekawe, czy również funkcjonariusze dostrzegą, że i on nie jest tu bez grzechu.
Zobacz omówione nagranie
Oryginalny opis autora: „Najpierw zajeżdża mi drogę i dochodzi do rękoczynów i na koniec próbuje znowu mi drogę zajechać … dochodzi do kolizji i ucieka … Stwierdził, że mu zajechałem drogę wyjeżdżając z podporządkowanej ale jak widać na filmie nie było to zgodne z prawdą bo potrzebował dobrych kilkunastu sekund żeby mnie dogonić. Nie jechałem za nim bo miałem nagranie … Sprawę zgłosiłem na policję jest prowadzona w wydziale do spraw Przestępstw w Ruchu Drogowym KMP policji w Łodzi”
05.03.2020 Łódź