Unia Europejska nie zamierza łagodzić swoich planów względem samochodów spalinowych. Producenci otrzymali jasny przekaz o tym, że Diesel i benzyna mogą dostać jeszcze surowsze ograniczenia niż obecne normy emisji spalin. Decyzja już została podjęta – docelowo nie kupimy ropniaka lub benzyniaka w salonie. Jest też pomysł na to, jak przekonać ludzi do kupowania elektryków.
Diesel i benzyniak z zakazem
Trudno sobie wyobrazić, aby Unia Europejska złagodziła działania w kwestii ochrony klimatu. Gdyby nie wiązałoby się to z ogromnymi konsekwencjami, Diesel i benzyna byłyby już dawno tutaj zakazane. Producenci dostali jednak czas na dalszą sprzedaż pojazdów spalinowych pod jednym warunkiem. Emisja spalin musi regularnie spadać. W konsekwencji doprowadzi to do tego, że Diesel przestanie być w ogóle opłacalny w produkcji.
Wszystko przez to, że technologie oczyszczające spaliny windują koszty. Podobnie jak sama sprzedaż, ponieważ producenci muszą pilnować, aby w sprzedanej flocie średnia emisji spalin była poniżej 95 g/km CO2. Jak na złość klienci najchetniej kupują masywne SUV-y, które z silnikami Diesla i benzynowymi emitują ogromne ilości szkodliwych związków. Jednak sam zakaz sprzedaży dieslów i benzyniaków nie sprawi, że transport zostanie zielony.
KIEROWCO! MOŻESZ SPORO ZAOSZCZĘDZIĆ DZIĘKI TYM OPONOM NOWEJ GENERACJI. PRZEKONAJ SIĘ TUTAJ
Największym wyzwaniem pozostają starsze samochody. Regulatorzy rynku doskonale widzą, że ludzie będą woleli kupić użwany samochód spalinowy niż nowego elektryka z salonu. Konieczne jest zatem przekonanie mas do tego, że pojazdy na prąd wcale nie są takie niepraktyczne. Konieczne jest także obniżenie ich cen, które są bardzo wysokie nawet z ulgami i dotacjami na ich zakup. Z pozoru szalony pomysł na zrealizowanie tego celu przedstawił prezes Audi, Markus Duesmann.
KIEROWCO! MOŻESZ SPORO ZAOSZCZĘDZIĆ DZIĘKI TYM OPONOM NOWEJ GENERACJI. PRZEKONAJ SIĘ TUTAJ
Trzeba wmówić kierowcom, że wada jest zaletą
51-letni menedżer uważa, że to, co dziś jest wadą samochodów elektrycznych, można przekuć w zaletę. Na czym ma polegać ta manipulacja? Na wmówieniu, że małe zasięgi elektryków są wystarczające. Gęsta sieć szybkich ładowarek, która pojawi się w przyszłości ma sprawić, że chętniej będziemy zatrzymywać się na krótki postój. Nie mówiąc już o podróżowaniu po mieście, w którym nie potrzeba kilkuset kilometrów zasięgu.
To ma pozwolić na montowanie mniejszych baterii, które dziś generują wysokie cen samochodów elektrycznych. To z kolei sprawi, że elektryki będą mogły być mniejsze i lżejsze. Z nadchodzącą nową technologią baterii ze stałym elektrolitem, mogą być wtedy wręcz niezwykle ekonomiczne. Wizja prezesa Audi wydaje się jednak trochę abstrakcyjna, choć nie można wykluczyć tego, że nowym pokoleniom częstsze ładowanie zupełnie nie będzie przeszkadzać.