To już pewne. Już w tej dekadzie Europa będzie zakazywać sprzedaży nowych samochodów z silnikami Diesla i benzynowymi. Taka polityka z jednej strony powinna stanowić oddech dla ocieplającego się klimatu. Z drugiej strony będzie to potężny cios dla budżetów państw, bowiem bez mnóstwa pieniędzy podatników nie da się masowo przejść na auta elektryczne.
Kiedy zakaz Diesla w Polsce?
Porozumienie paryskie zobowiązuje jego sygnatariuszy, w tym Polskę, do osiągnięcia zerowe emisji CO2 do 2050 r. Żeby to osiągnąć konieczne jest nie tylko odejście od elektrowni węglowych, ale i masowe przejście na samochody zeroemisyjne. To proces stopniowy, za który nie można się zabrać w ostatnich latach połowy XXI wieku. W Polsce politycy nie do końca chyba jeszcze zdają sobie sprawę z powagi sytuacji, ale w końcu i u nas trzeba będzie podjąć strategiczne decyzje.
Jak to wygląda na Zachodzie? Dziś kompromis klimatyczno-gospodarczy za ostrożny target zakazu Diesla i benzyny w nowych autach uznaje 2035 r. Polska niechętnie spogląda na tak „szybki” (14 lat!) termin, zważywszy na zauważalną niechęć do elektromobilności. Jednak coraz więcej ekspertów uważa, że nie ma czasu na kilkanaście lat zwłoki. Dlatego za termin last minute uznaje się już 2030 r., czego przykładem jest Wielka Brytania. Zdecydowanym liderem transformacji transportu jest Norwegia, która ustawiła deadline na 2025 r.
To będzie kosztować coraz więcej
Trzeba mieć jednak świadomość, że oprócz zachęcia ludzi do aut elektrycznych lub wodorowych, konieczne są potężne inwestycje. Chodzi oczywiście o infrastrukturę szybkiego ładowania, bez której ludzie nie wyobrażają sobie normalnego funkcjonowania. Ile to może kosztować widać na przykładzie Wielkiej Brytanii, która w najbliższych dwóch latach wyda na to krocie. Brytyjski regulator rynku energii Ofgem zatwierdził budżet 300 mln funtów (ponad 1,5 mld zł!) na kompletną infrastrukturę szybkiego ładowania.
Nie chodzi tu jednak o same ładowarki, a znacznie trudniejszą rzecz. Zwiększone zapotrzebowanie na elektryczność i to o dużej mocy wymaga położenia zupełnie nowych wiązek, które udźwigną wyższe przeciążenia. Dopiero położenie takich fundamentów pozwoli na bezpieczne postawienie wielu tysięcy ładowarek oraz przejścia na odnawialne źródła energii. O tych fundamentach warto pamiętać, bowiem nie sztuką jest dziś postawić ładowarkę. Wyzwanie stanowi utrzymanie działania sieci elektrycznej z wysoką wydajnością. Im później państwo się za to zabierze, tym wyższy może być za to rachunek.