Środowisko kierowców zawodowych często wybucha śmiechem na doniesienia o tym, że Diesel dłużej nie będzie napędzał tirów. Eksperci i lobbyście przekonują, że konieczne będzie przejście na ciężarówki elektryczne. Obecny rozwój tej technologii ma jednak poważną alternatywę w postaci wodoru.

Jeśli nie elektryk, to co?

Tiry zasilane baterią są tylko jedną z poważnych opcji na przyszłość. Na tę technologię stawia zwłaszcza Elon Musk, opracowując model Tesla Semi. Jednak wizja dosyć długiego ładowania baterii oraz ograniczony zasięg nie stanowią dużej zachęty. Sceptycy elektromobilności mogą już jednak skupić się na zupełnie innej technologii. Volvo oraz Daimler wierzą w to, że ciężarówki długodystansowe trzeba tworzyć z napędem wodorowym.

KIEROWCO! KUP LETNIE OPONY I ODBIERZ BON NA 120 PLN

Obaj producenci w ramach joint venture chcą wytwarzać od 2025 r. ogniwa wodorowe dla nowych, zeroemisyjnych ciężarówek. W zamian za dostarczanie bardziej ekologicznych tirów na drogi, rządy wielu państw zobowiązały się do postawienia 300 stacji tankowania wodoru o wysokiej wydajności. Taką liczbę mamy odnotować już w 2025 r., a do końca dekady na Starym Kontynencie mamy mieć do dyspozycji łącznie 1000 takich stacji.

Drożej tylko z pozoru

Volvo oraz Daimler chcą realizować to przedsięwzięcie, mimo że mają świadomość wysokich kosztów. Wodorowe tiry mogą być droższe od odpowiedników, które napędza Diesel jeszcze przez 15 lat. Jednak patrząc na koszt zakupu i utrzymania ciężarówki przez cały okres życia pojazdu, wodór jest bardziej opłacalny. Użytkownicy ciężarówek na Diesel zazwyczaj wydają w całym okresie eksploatacji równowartość trzech lub czterech ciągników siodłowych. Choć spalinowe tiry jeszcze z nami trochę pozostaną, to praca z nimi może nie być już tak łatwa. Oczekuje się, że rozszerzane będą miejsce, w których będzie obowiązywał ich bezwzględny zakaz.