Polacy przywykli już do tego, że zakładanie maseczki w prywatnym samochodzie było obowiązkowe, gdy wspólnie podróżowały osoby nie mieszkające razem. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że zgodnie z najnowszym rozporządzeniem zasłanianie nosa i ust w samochodzie obejmuje już także tych, którzy dzielą gospodarstwo domowe. Brzmi jak żart, ale to prawda!
Po interwencji naszego czytelnika (dzięki Orest!) zwróciliśmy uwagę na to, że modyfikacja obostrzeń ma zupełnie odwrotny skutek. Nie tylko nie trzeba nosić maseczki podczas podróży z osobami, z którymi dzielimy gospodarstwo domowe. Temat zakrywania nosa i ust w prywatnym aucie w ogóle został zlikwidowany! Szczegóły poniżej.
Dlaczego rodzina też musi być w maseczkach?
Od 17 października 70 proc. obywateli Polski znajduje się w strefie czerwonej, gdzie obowiązują najsurowsze obostrzenia. Jednak kwestia maseczek w samochodach prywatnych jest uniwersalna. Nie zależy od tego czy nasze miasto lub powiat zaznaczono na czerwono, żółto lub wcale. Nowe przepisy mające zapobiegać rozprzestrzenianiu się koronawirusa wywołały ogromne poruszenie, bowiem nie brakuje w nich głębokich absurdów.
Jak zauważył „Auto Świat”, w treści rozporządzenia z 16 października 2020 r. dokonano fundamentalnej zmiany. Usunięto zapis o zwolnieniu z obowiązku noszenia maseczek w przypadku poruszania się samochodem przez osoby mieszkające razem. Wyjątkiem jest sytuacja, w której na pokładzie mamy dziecko do lat 5. Wówczas oni ono, ani opiekun nie muszą zakrywać nosa i ust.
Informacja „Auto Świata” odnosi się do zmiany § 27 ust. 3 pkt 1, który określał wyjątki w obowiązku zasłaniania nosa i ust w samochodzie. Zninknął z niego zapis „osoby zamieszkujące lub gospodarujące wspólnie”. Stąd zrodził się wniosek, że maseczki muszą zakładać nawet domownicy, jadących bez żadnych obcych im osób.
pkt 1 otrzymuje brzmienie:
„1) pojazdu samochodowego, w którym przebywają lub poruszają się: co najmniej jedna osoba albo jedna
osoba z co najmniej jednym dzieckiem, o którym mowa w pkt 2;”,
Jednak jak słusznie zauważył nasz czytelnik, wykreślenie tamtego wyjątku to konsekwencja zmiany § 27 ust. 1 pkt 1. To w nim określa się środki transportu i sytuacje, w których obowiązkowe jest zakrywanie nosa i ust. W rozporządzeniu z 16 października 2020 r. napisano:
5) w § 27:
a) w ust. 1 w pkt 1 skreśla się wyrazy „oraz w pojazdach samochodowych, którymi poruszają się osoby niezamieszkujące lub niegospodarujące wspólnie”,
Skutek tego jest taki, że w samochodzie prywatnym nie ma już obowiązku noszenia maseczek, nawet jeśli przewozimy osoby, z którymi nie mieszkamy na co dzień. Zatem jeśli nakaz zniknął z ust. 1, to nie było sensu pozostawiać go w ust. 3. Ten jest jednak absurdalny, ponieważ reguluje wyjątki od zakrywania nosa i ust w samochodzie, w którym nie ma tego obowiązku!
Na czym polega absurd?
Sytuacja wydaje się dosyć kuriozalna, ponieważ załóżmy, że mamy 3-osobową rodzinę mieszkającą razem, w skład której wchodzą mąż, żona i 3-letnie dziecko. Mąż z żoną jadąc prywatnym samochodem bez dziecka muszą mieć maseczki. Jednak już podróżując ze swoją pociechą niczego zasłaniać nie muszą. Konia z rzędem temu, kto odnajdzie sens tego zapisu!
W teorii, jeśli zatrzyma nas do kontroli policja i jakimś cudem udowodni, że podróżujący nie mieszkają razem, to funkcjonariusz może wystawić mandat (500 zł). Skierowanie sprawy do sądu może w teorii zakończyć się wlepieniem grzywny 5000 złotych, a po przekazaniu do sanepidu karą administracyjną do 30 tys. złotych.
Nowe przepisy, stare buble
To wszystko jednak tylko teoria, bowiem nakaz zakrywania nosa i ust wciąż jest u nas bublem prawnym (ma się to zmienić). Obostrzenia ograniczające naszą konstytucyjną wolność nie mogą być regulowane rozporządzeniem. To zbyt niskiej rangi akt prawny. Skuteczność może zapewnić tutaj dopiero zapisanie obostrzeń w ustawie. Tymczasem odwoływanie się od mandatów i kar za „brak maseczki” w sądzie zazwyczaj kończy się sukcesem.
Wadliwość nowych przepisów nie zmienia jednak faktu, że dla bezpieczeństwa powinniśmy zakrywać nos i usta tam, gdzie jest to wymagane. Choć w społeczeństwie nie brakuje koronasceptyków, to należy pamiętać, że nigdy nie wiadomo, kto ewentualne zakażenie koronawirusem przejdzie najgorzej. Nie warto ryzykować, zwłaszcza że nie ma gwarancji miejsca w szpitalu bądź właściwego leczenia COVID-19.