Wielu kierowców pozwala sobie na świadome łamanie przepisów, gdy nikt nie patrzy. Jednak coraz łatwiej dostać mandat nawet jeśli w momencie popełniania wykroczenia nie było policji ani fotoradaru. Wszystko za sprawą donosów, które coraz chętniej Polacy wysyłają w ramach akcji „Stop Agresji Drogowej”.
Jak przytacza Autokult, w minionym roku policja otrzymała aż 14 013 zgłoszeń z materiałami filmowymi. To wzrost o 15 proc. względem 2019 r., w którym nadesłano 12 130 maili. To zaskakuje zwłaszcza w kontekście pandemii koronawirusa. Mimo tego, że ruch w 2020 r. był mniejszy, to puste drogi ośmielały wielu kierowców do niebezpiecznej jazdy.
Gdzie najbardziej uważać?
Akcja „Stop Agresji Drogowej” przyczyniła się już do ukarania ok. 19 tys. piratów drogowych. Najwięcej donosów otrzymała Komenda Stołeczna Policji w Warszawie, bo aż 3317. W czołówce były także Komendy Wojewódzkie Policji dużych polskich miast jak Wrocław (2645), Kraków (1504), Poznań (1372) i Katowice (ok. 1000). Najmniej zgłoszeń odnotowano w Kielcach (255).
Jeśli filmy są dobrej jakości, to policja ma dzięki donosicielom prawdziwe żniwa. Jednego kierowcę można w końcu ukarać kilkoma mandatami, jeśli funkcjonariusze dopatrzą się kilku wykroczeń. Mundurowi oglądają materiały bardzo dokładnie i w wielu przypadkach są podstawy do ukarania sporej liczby kierujących widocznych na filmach.
Dylemat nad donosem
Wiele osób krytykuje akcję „Stop Agresji Drogowej”, zarzucając wysyłającym filmy, że są „konfidentami”. Trzeba mieć jednak na uwadze fakt, że po to są stworzone przepisy, aby ich przestrzegać. Nie ma wątpliwości co do tego, że wyższa skuteczność takiej akcji mogłaby zmobilizować polskich kierowców do większego szanowania przepisów. Dziś pozwalamy sobie na ich łamanie, gdy „nikt nie patrzy”. Jednak takie postępowanie nie przyczynia się do dobrego zdania o polskich kierowcach.
Źródło: Autokult
Narwaniec o IQ zapałki wysiadł z BMW i skopał fiaciarza. Nagle zrobił się o, taki malutki