Lata mijają, publiczne pieniądze się pompują, a efektów nie widać. Projekt zapowiadanego przez rząd polskiego auta elektrycznego wciąż nie doczekał się nawet prototypu. Władza musi się zatem tłumaczyć.
W ramach tzw. Planu Morawieckiego wyznaczono cel stworzenia i rozpoczęcia produkcji polskiego samochodu elektrycznego. Tego typu aut do 2025 r. ma być na naszych drogach milion. Na razie jest ok. 10 tysięcy zarejestrowanych. Założenia wydają się zatem być skazane na porażkę.
70 mln zł i nic
Za projekt odpowiedzialna jest spółka ElectroMobility Poland. Jej prezes, Piotr Zaremba swego czasu został okrzyknięty polskim Elonem Muskiem. Problem w tym, że namacalnych efektów jego działań próżno dziś szukać, nie mówiąc o tym, że nie widać go choćby na Twitterze.
Co chwilę padają jednak pytania o ten ambitny projekt. Jak ustalił portal moto.pl, wpompowano już w niego 70 mln złotych od spółek Skarbu Państwa. To dopiero początek, bowiem polska fabryka ma kosztować nawet 2 mld złotych. Co chwilę przekładane są jednak kolejne daty premiery prototypu, z czego tłumaczył się niedawno Jacek Sasin na XV Zjeździe Klubów „Gazety Polskiej”.
Jacek Sasin: Nie wycofujemy się, jesteśmy od strony technologicznej przygotowani, żeby uruchomić produkcję, mamy bardzo udane prototypy, jest pomysł na finansowanie, wiem, jak z udziałem spółek Skarbu Państwa możemy taką fabrykę zbudować i taką produkcję uruchomić.
Nie widać, ale są
Skoro są te udane prototypy, to aż prosi się o ich pokazanie. Zwłaszcza przed wyborami. Spółka ElectroMobility Poland chwali się, że nawiązuje współpracę z wieloma ekspertami, mającymi doświadczenie z innych koncernów. Tylko czy opierając przedsięwzięcie na kupowaniu obecnego know-how i rozwiązań technologicznych projekt ma szansę na powodzenie?
– Czy dziś, przy tak wielkiej konkurencji, jaką dla nowej polskiej marki byłyby koncerny zagraniczne, będziemy w stanie skutecznie ten produkt sprzedać – dywagował Jacek Sasin o przyczynach wolnego rozwoju projektu. To bardzo ważne słowa, które sugerują zarówno dobre i złe rzeczy.
Elektromobilne oświecenie?
Być może po paru latach i kilkudziesięciu milionach złotych spółka oraz rząd zdali sobie sprawę, że wyzwanie jest trudniejsze niż się wydawało. Tu nawet nie chodzi o to, że Polacy w większości mają w poważaniu samochody elektryczne, do których mamy bardzo ubogą infrastrukturę.
Tak naprawdę obecna technologia jest skazana na przetrawienie przez eko-fascynatów. Największe koncerny, czołowi inżynierowie oraz innowatorskie start-upy opracowują już kilka zupełnie nowych technologii, zwłaszcza w dziedzinie baterii. Czy ktoś myśli, że polska spółka kupi nowoczesne rozwiązania, a potem będzie sprzedawać EV za 50-60 tys. złotych?
Ktoś chyba się zorientował, że jednak takie przedsięwzięcie wymaga m.in. własnego zaplecza, własnych prac badawczo-rozwojowych, które dopiero mogą być wspierane przez zewnętrznych dostawców podzespołów czy know-how. Dlatego też im dalej w las, tym trudniej będzie o realny prototyp, który już na wstępie ma technologię średniowieczną w odniesieniu do tego, co szykują już największe koncerny.