Ferrari planuje wprowadzić na rynek swój pierwszy w pełni elektryczny samochód szybciej, niż planowało. Decyzja jest podyktowana coraz szybszą zmianą branży w kierunku całkowitej elektryfikacji. Dla wielu fanów motoryzacji to będzie symboliczny koniec świata.
Trudne początki i sukces po latach. Oto historia komunikatora Zoom
Kiedy elektryczne Ferrari?
Na początku minionej dekady włoski producent supersamochodów zarzekał się, że nie zrobi elektryka. Dziś wiemy już, że z Maranello wyjedzie nie tylko auto na prąd, ale i inny przejaw mody masowej – SUV. W międzyczasie doczekaliśmy się zjawiskowej hybrydy plug-in SF90 Stradale. Puryści spalinowej motoryzacji nie docenili jak bardzo zmieni się klientela, a zwłaszcza ich priorytety. Dziś bez SUV-a ciężko o rentowność, jutro bez zeroemisyjności trudno o legalną sprzedaż.
Ponieważ bardziej prawdopodobny jest zakaz sprzedaży aut spalinowych niż skomercjalizowanie paliw syntetycznych, Ferrari musiało przyspieszyć swój harmonogram. O ile wcześniej wskazywano, że wierzgający ogier na prąd pojawi się po 2025 r., to teraz prezentacja planowania jest dokładnie za 4 lata. To efekt intensywnego rozwoju technologii baterii oraz możliwości koncernu Stellantis.
Nowe auta, nowa miotła
Prezes John Elkann zapowiedział w czwartek akcjonariuszom, że Ferrari w najbliższych miesiącach zaprezentuje trzy nowe samochody. Na razie nie wiele o nich wiadomo. W przyszłym roku na pewno można spodziewać się premiery pierwszego SUV-a Ferrari, Purosangue. Zarząd marki miał zrobić także duże postępy z krótką listą „bardzo silnych” kandydatów na następnego dyrektora generalnego. Elkann objął stanowisko CEO po tym, jak Louis Camilleri niespodziewanie zrezygnował w grudniu z tego stanowiska.