Niektórzy sądzą, że Diesel i benzyna będą w motoryzacji obecne tak długo, jak będą na nią klienci. Rzeczywistość nie jest taka prosta, bowiem zapotrzebowanie na te paliwa stale maleje. Nie jest to w żadnym wypadku efekt pandemii koronawirusa, po prostu świat odchodzi od zanieczyszczających środowisko paliw kopalnych.
Koniec jest już bliski
Uczynienie samochodów elektrycznych lub wodorowych dominującym środkiem transportu jest dziś abstrakcją. Jednak pojazdy zeroemisyjne stale powiększają swój udział w rynku, a im dalej w dekadę, tym ten trend będzie postępował. W takiej sytuacji produkcja oleju napędowego i benzyny bezołowiowej w końcu stanie się coraz mniej opłacalna. Czy zatem szczyt zapotrzebowania na Diesel i benzynę jest już blisko?
KIEROWCO! KUP LETNIE OPONY I ODBIERZ BON NA 120 PLN
Cóż, jakby to powiedzieć. Ten moment jest już stety/niestety za nami. Sprawę z pewnością przyspieszyła pandemia koronawirusa, która znacząco zamroziła transport lądowy, lotniczy oraz morski. Mimo poluzowania obostrzeń, ten ruch nie odbudował się do takiego poziomu, jak w 2019 r. Jednak nawet bez COVID-19, zapotrzebowanie na Diesel i benzynę by spadało. Wiele państw, ale i producentów samochodów realizuje agresywną politykę promocji elektromobilności.
Ale wydobycie będzie rosło
Ktoś mógłby przytoczyć jednak niedawną prognozę Międzynarodowej Agencji Energii (IEA), która zakłada, że szczyt światowego popytu na ropę przypadnie na 2026 r. Wtedy gospodarka będzie potrzebować aż 104,1 mln baryłek dziennie (w 2020 r. 91 mln bbd/d). Jednak już prawie 1/3 tego zapotrzebowania przypadnie na produkcję biopaliw i kodensatu gazu ziemnego. Proporcje dla produkcji oleju napędowego i benzyny będą się kurczyć wraz z malejącym udziałem w rynku samochodowym, zwłaszcza jednostek wysokoprężnych.