Tajlandia może się poszczycić wyjątkową gałęzią tuningową. Używa się tam samochodowych silników Diesla z turbo do napędzania lekkich łodzi. Efekty są absolutnie ekstremalne!

W sieci ogromne wrażenie robią nagrania z samych łodzi, na których widać gigantyczne silniki. Wydobywa się z nich chmura czarnego dymu, a przyspieszenie zdaje się być obłędne. Sternicy wykazują się przy tym wyjątkowym luzem i opanowaniem, mimo ekstremalnych osiągów. Zobaczcie sami.

Co to za silniki?

Nie, to nie 1.9 TDI z Passata, a jednoski Isuzu serii J. Najczęściej jako baza do dalszych modyfikacji wykorzystuje się odmiany 4JJ1, czyli turbo diesle o pojemności 3 litrów z systemem common rail. Te konstrukcje w różnych specyfikacjach już w latach 80′ budowano właśnie w Tajlandii do Holdenów Rodeo i Colorado, Isuzu D-Max i wielu innych.

Lokalni inżynierzy wiedzą o nich wszystko, dlatego wiedzą jak wiele można z nich wycisnąć. Dość powiedzieć, że na łodzi ciśnienie doładowania potrafi być w zakresie 4-7 barów. To naprawdę potężny kopniak, który na załączonych tu onboardach widać chociażby na twarzach uczestników wypraw. Prędkości maksymalne dochodzą czasem do 200 km/godz., co wydaje się już skrajnie niebezpieczne.

Gdzie oni to robią?

Jednym z popularnych miejsc, gdzie modyfikuje się łodzie i silniki jest znany bazar Damnoen Saduak, znajdujący się 1,5 godziny drogi od Bangkoku. Ów bazar jest położony na wodzie, co dla tunerom jest znacznym ułatwieniem, bowiem każdy złożony sprzęt od razu może wyruszyć na testy.

Wyprawę do tego niezwykłego miejsca jeszcze przed poważnym rozpętaniem się pandemii koronawirusa zdążył odbyć youtuber z kanału CB Media. W jego materiale można zobaczyć kulisy tej pracy oraz przede wszystkim niezwykłe nagrania z ekstremalnie pędzących łodzi z silnikami Diesla.