Z listy prezentów komunijnych już wkrótce lepiej będzie wykreślić elektryczną hulajongę lub deskorolkę. W Polsce trzeba będzie mieć na nie uprawnienia.
Według projektu nowelizacji prawa o ruchu drogowym oraz niektórych innych ustaw konieczne będzie posiadanie przynajmniej karty rowerowej. Takiego dokumentu nie jest w stanie wyrobić młodzież komunijna (ok. 8 lat), ponieważ wydawana jest dopiero po ukończeniu 10. roku życia.
Czy dorosły też potrzebuje uprawnień?
Założenie jest takie, aby e-hulajnogą lub deskorolką elektryczną można było się poruszać tylko z uprawnieniami potwierdzającymi znajomość przepisów ruchu drogowego. Osoby dorosłe także będą musiały mieć uprawnienia, np. prawo jazdy kategorii B.
W przypadku niepełnoletnich, do poruszania się elektrycznymi jeździkami dopuszczeni będą posiadacze prawa jazdy kategorii AM (motorower/quad), A1 (motocykle do 125 cm3), B1 (czterokołowiec z wyjątkiem motocykla, samochodu osobowego oraz ciężarowego, którego masa własna nie przekracza: 550 kg w przypadku przewozu rzeczy i 400 kg w przypadku przewozu osób), a także T (traktor).
Hulajnoga to już nie pieszy
W końcu osoby poruszające się takimi maszynami nie będą traktowani jak piesi, a jak rowerzyści. Co to oznacza? Użytkownicy tych dwukołowych pojazdów będą zobowiązani do jazdy po ścieżkach rowerowych lub pasach ruchu dla rowerów. Jeżeli ich nie będzie, wówczas trzeba będzie jechać normalnie po pasie jezdni, który użytkują samochody. Jest to jednak dozwolone tylko w obszarze zabudowanym.
Wyobrażacie już sobie jak ktoś mknie elektryczną hulajnogą po trzypasmówce? Spokojnie. Jeśli na drodze dopuszczalna prędkość wynosi powyżej 30 km/godz. wtedy można skorzystać z chodnika. Jednak wtedy należy dostosować prędkość do tej, z jaką poruszają się piesi, którzy będą mieć bezwzględne pierwszeństwo (same urządzenia muszą mieć ograniczniki prędkości do 25 km/godz.).
Czy te zmiany są potrzebne?
Niektórym może wydawać się, że to zbędna biurokracja. Wymóg uprawnień może odstraszyć niektórych od użytkowania e-hulajnóg z miejskich wypożyczalni. Jednak już minione wakacje pokazały, że sporne wypadki na chodnikach wymagają dopracowania pewnych szczegółów.
Poruszanie się pojazdami (w tym przypadku formalnie „urządzeniem transportu osobistego”) z prawnego punktu widzenia wymaga, aby kierujący znał jakkolwiek przepisy. Zwłaszcza w przypadku wypuszczenia elektrycznych maszyn na ulice, z czego użytkownicy powinni się cieszyć. To w końcu możliwość większej niezależności komunikacyjnej, choć niewiele to zmieni dla osób, które mieszkają na wsi (o ile nie ma tam ścieżek rowerowych).
Wydaje mi się też, że nie będzie tak, iż drogówka nagle ustawi się na nadmorskich bulwarach by sprawdzać uprawnienia. Wymóg uprawnień i uszczegółowienie przepisów usprawni rozwiązywanie spornych sytuacji. A jeśli kogoś przerasta choćby karta rowerowa, to niech samodzielnie prowadzi co najwyżej sklepowy wózek.