Pewien pasjonat motoryzacji z Australii boleśnie przekonał się, że jazda supersamochodami z lat 90′ wymaga wyższych umiejętności niż w przypadku współczesnych konstrukcji.
Dziś kierowca jest tak bardzo wspomagany przez elektronikę, że może sobie pozwolić na naprawdę kardynalne błędy w technice jazdy. Kiedyś jednak nie było sensacji w tym, że ok. 500-konne potwory nie posiadały kontroli trakcji czy ABS-u.
Przykładem takiego pojazdu jest kultowe Lamborghini Diablo (produkowane w latach 1990-2001), które układ zapobiegający blokowaniu kół podczas hamowania otrzymał dopiero pod koniec produkcji w 1998 r. Pierwsze Diablo miało tę niewyobrażalną moc przenoszoną tylko na tylną oś, co nie ułatwiało bezpiecznego wciskania pedału gazu.
Jedną z takich perełek z 5,7-litrowym silnikiem V12 w miniony weekend zakupił mieszkaniec Australii. Cena za taki samochód przekracza na rynku wtórnym grubo ponad pół miliona złotych, a czasem trzeba wyłożyć 6-cyfrową kwotę. Niestety nabywca nie ucieszył się zbyt długo z nabytku, ponieważ w drodze powrotnej do domu stracił kontrolę nad autem i rozbił je na południowych przedmieściach Sydney.
Zdjęcia okropnie rozbitego Diablo obiegły internet. Świat motoryzacji opłakuje utratę egzemplarza jednego z najbardziej ekstremalnych modeli samochodów, które zostały dopuszczone do ruchu drogowego.