Dokładnie 10 czerwca 2007 roku cały świat motorsportu na chwilę wstrzymał oddech. W Montrealu Robert Kubica na 27. okrążeniu, podczas próby wyprzedzenia Jarno Trulliego delikatnie najechał na lewe tylne koło bolidu Włocha. W efekcie tego incydentu jego samochód został wystrzelony w powietrze niczym z procy, uderzając najpierw w bolid Scotta Speeda, a następnie w betonową ścianę. Po kilku „dachowaniach” zatrzymał się po przeciwległej stronie zakrętu numer 10. Komentatorzy wszystkich stacji telewizyjnych mających prawa do transmisji tego wyścigu nie mieli najmniejszych wątpliwości – kierowca BMW Sauber nie miał prawa przeżyć tego wypadku. Technika wzięła jednak górę.
Pierwsza część układanki – HANS
Koszmarny wypadek Roberta Kubicy w Montrealu bezapelacyjnie zakończyłby się dramatem, gdyby nie system HANS, który został wprowadzony do tej serii w 2005 roku. Aktualnie znany już wszystkim kierowcom nie tylko wyścigowym, ale również rajdowym system Head and Neck Support to wbrew pozorom bardzo proste urządzenie, chroniące głowę i szyję kierowcy, przypominające twardy kołnierz przypinany do kasku.
Jak to działa? To proste. W przypadku „kontaktu” tułów kierowcy utrzymywany jest „szelkami”, podczas gdy siła bezwładności działająca na głowę, musi zostać przejęta i zrekompensowana przez szyję. Hans powoduje jednak, że kask łączony jest paskami do podpory na ramionach, hamując ruch głowy do przodu. Właśnie dzięki temu rozwiązaniu, Robert Kubica przeżył wypadek ze ścianą przy prędkości… ponad 250 km/h.
HANS mnie wtedy uratował. To był drugi rok z tym systemem i gdyby nie on, „pocałowałbym” kierownicę przy 250 kilometrach na godzinę. Byłbym skończony. Gdyby ten wypadek wydarzył się 10 lat wcześniej, nie byłoby mnie tu. To uratowało mi życie” – mówił Kubica, komentując swój wypadek.
Druga część układanki – HALO
System HALO to bez wątpienia brzydkie kaczątko F1. Wprowadzony w 2018 roku pałąk zabezpieczający głowę kierowców F1 miał ograniczać widoczność, psuł ogólną estetykę bolidów i nie podobał się w sumie nikomu. Do tego stopnia, że szef Mercedes-AMG Petronas Formula One Team – Toto Wolff powiedział o nim; ” Najchętniej odciąłbym Halo piłą łańcuchową”. – dodatkowo porównując później to zabezpieczenie do damskiej części garderoby tyłka.
Jednak o tym, że te „stringi” nie są wcale tak bezużyteczne przekonał się nie kto inny, jak Charles Leclerc. Dokładnie 26 sierpnia 2018 roku zaraz po starcie do wyścigu o Grand Prix Belgii doszło do fatalnego karambolu. W tej sytuacji po raz kolejny okazało się jak ważne w F1 było wprowadzenie innowacji pod nazwą HALO. Na pierwszym okrążeniu wyścigu na torze Spa McLaren Fernando Alonso wystrzelił w powietrze i dosłownie odbił się od górnej części jadącego Sauberem Leclerca, centymetry od jego głowy. Auto Hiszpana napotkało przeszkodę właśnie w postaci systemu HALO. W innym przypadku podwozie spadłoby na zawodnika z Monako niczym meteoryt.
Sam Alonso nie miał po tym incydencie żadnych wątpliwości: – Przeleciałem nad samochodem Leclerca. Halo się świetnie spisało. Jak patrzę na Charlesa, to cieszę się, że mu pomogło. Nie potrzebujemy lepszego dowodu na to, że Halo jest potrzebne – powiedział po wyścigu Fernando Alonso.
Ostatnia część układanki – MONOKOK
Kiedyś, ktoś bardzo mądry powiedział, że Formuła 1 to taka motoryzacyjna NASA, nieoficjalny kolektyw badań i rozwoju przemysłu motoryzacyjnego. Nie można się z tym nie zgodzić. Obecne samochody F1 to swego rodzaju warsztaty i laboratoria na kołach, gdzie nowe – innowacyjne technologie są najpierw wymyślane, a potem doprowadzane do perfekcji. System HANS z 2005 roku, HALO z 2018 roku, KERS, kontrola trakcji, jednostki hybrydowe… to wszystko daje spójny obraz tego, jak bardzo mocno Formuła 1 idzie do przodu. Od wielu jednak lat – niezmiennie najważniejszą częścią tej układanki jest tzw. monokok – serce każdego podwozia bolidu Formuły 1. Tutaj niewiele się zmienia, bo niewiele też się zmieniać musi.
Monokok to teoretycznie najważniejsza część bolidu. Ten integralny element podwozia w którym znajduje się cały kokpit kierowcy bezpośrednio odpowiada za jego bezpieczeństwo. To właśnie na tę strukturę w wyniku wypadku spadają najcięższe uderzenia, to właśnie tutaj w ekstremalnych przypadkach waży się być – albo nie być – każdego zawodnika F1.
Według szacunków budowa każdej sztuki monokoku kosztuje około jednego miliona funtów. To sporo, bo w przeliczeniu około 5 000 000 zł. Dużo, tym bardziej, że jego projekt z roku na rok się zmienia w zależności od konstrukcji całego samochodu oraz zmian w regulaminie.
Dodatkowo cały czas udoskonalany jest również sam proces produkcji, który wpływa na przebieg prac, co wiąże się z kolejnymi kosztami. Czy warto? Najlepiej chyba na to pytanie może odpowiedzieć Romain Grosjean, który raptem kilka dni temu uciekł śmierci spod kosy.
Nie ma co się oszukiwać, gdyby ten wypadek wydarzył się raptem 3 lata temu, sympatyczny Francuz leżałby teraz w prosektorium, czekając na pochówek w towarzystwie własnego kasku. Na szczęście mamy HANS i Roberta Kubicę, mamy HALO i Charlesa Leclerca, no i mamy Romaina, który miał to wszystko… plus wagon szczęścia.